- Czy są już wszyscy? - zapytał nauczyciel, wychodząc na środek. - Świetnie, świetnie. Słuchajcie, nie mam dobrych wiadomości. Szlak, którym mieliśmy iść, został zasypany, podobnie jak kilka innych. W tym wypadku jesteśmy zmuszeni odwołać nasze dzisiejsze wyjście.
- To możemy chociaż wyjść na dwór? - zapytał jeden chłopak, przerywając Dave'owi.
- Jeśli będziecie się zachowywać jak stado baranów, to wszystkim każę zrobić dwadzieścia okrążeń wokół schroniska. Biegiem! - i była to dla nas satysfakcjonująca odpowiedź.
Spoglądałam na moich przyjaciół, a potem na stół obok, gdzie siedziało pięciu braci. I nagle pochwyciłam wzrok Maxa siedzącego przede mną. Nic nie mówił. Nie dał po sobie poznać, o co chodzi. Chyba miał mi za złe wczorajsze zajście. Moje spojrzenie przeniosło się na kobietę, która roznosiła dzbany z gorącym mlekiem. Na stołach rozłożono już talerze i sztućce, a obok stał pojemnik z płatkami.
- Będą nas karmić płatkami, jak dzieci? Co za brak szacunku - mruknęła rozzłoszczona Alison.
- Ja tam lubię płatki - wzruszyła ramionami Cat.
- Ja też - dołączył się Mike.
Przez całe śniadanie ja i Max byliśmy jedynymi, którzy przy stole nie odezwali się ani słowem. Pozostała czwórka zachowywała się, jakby poprzedniego dnia do niczego nie doszło. Nie miałam im tego za złe, chociaż uważałam, że Alis powinna mieć wyrzuty sumienia. W końcu to ona zaproponowała, aby Nightowie zagrali z nami. Ale czego ja mogłam wymagać od kogoś takiego, jak ona? Na pewno nie miała sobie nic do zarzucenia.
Chciałam zjeść jak najszybciej, więc kiedy tylko zalałam płatki mlekiem, zaczęłam jeść. Musiałam to robić zdecydowanie za szybko, bo po chwili Cat zwróciła mi uwagę.
- Spokojnie, jedzenie Ci nie ucieknie.
Ja jednak przewróciłam tylko oczami dokończyłam swoje śniadanie.
Właśnie miałam wstać i pójść oddać naczynie do umycia, jednak tuż obok mnie wywróciła się przyjaciółka Keysi. Elizabeth, znana bliżej jako En. Zaczęła się dziko wydzierać. Natychmiast przybiegły panie kucharki, właściciel ośrodka i nasz pan wuefista. A ja stałam nad nią z pustym talerzem.
- En, co się stało? - nauczyciel pomógł jej wstać.
- T..ta krowa podłożyła mi nogę! - pożaliła się, wskazując mnie palcem.
- Co? Wcale, że nie. Na prawdę - spojrzałam błagalnie na zgromadzonych nad dziewczyną. -Przysięgam, że to nie prawda. Sama się potknęła.
I wtedy przypomniałam sobie o zadaniu Maxa. O tym, że dziewczyny musiały obudzić się z pastą we włosach, że ich pokój został przewrócony do góry nogami, a sprawcą miałam być ja. Zerknęłam na Keysi i inne dziewczyny, które z nią siedziały. Wszystkie miały trochę mokre włosy. Musiały je myć przed zejściem na śniadanie.
- Gratuluję wam obu. Nie wiem, która z was mówi prawdę, ale żadna nie pójdzie na dwór w ramach kary. Co mówiłem przed kilkunastoma minutami?! - Dave skarcił nas wzrokiem, a ja z nienawiścią spojrzałam na En.
Wpadłam do swojego pokoju szalejąc z wściekłości. Zostałam ukarana za coś, czego nie zrobiłam. W dodatku mszczono się na mnie za coś, czemu również nie byłam winna! Keysi z pewnością nie należała do osób, które będą się skarżyć nauczycielom, o nie. Ona wolała zaczekać i dokopać mi trochę później. Za to jej nienawidziłam. Jeszcze bardziej nienawidziłam Maxa. To on powinien zostać w pokoju, nie ja!
Miałam łzy w oczach. Złapałam za poduszkę i cisnęłam nią o ścianę. Alison i Cat weszły do pokoju, a chłopcy byli tuż za nimi.
- Stój! - krzyknęła Alison. - Zabraniam Ci, rozumiesz?! Jeśli zdemolujesz pokój i będziemy musiały za niego płacić, to urwę Ci głowę. To nie powód do złości. Z resztą bez Ciebie nie idziemy, więc nie martw się - spojrzała po zebranych. Chyba nie byli przekonani do jej pomysłu. - No co? Macie zamiar ją zostawić? Och, wy egoistyczne buraki. Nie ważne, ja zostanę - stanęła po mojej stronie i zmierzyła pozostałych zimnym spojrzeniem.
Ale czy na prawdę sądziła, że zależy mi na jej towarzystwie? No tak, przecież Ali uważa się za pępek świata. Musiałam grzecznie jej wyperswadować, że chcę zostać sama i ona musi iść na dwór beze mnie. Argumentowałam, iż nie może zszargać swojego dobrego imienia. Moje przyjaciółki przebrały się stosownie na dwór. Alison ubrała elegancką kurtkę i wysokie buty. Na nic zdało się tłumaczenie jej, że nie nadają się na śnieg. Dobrała sobie rękawiczki, czapkę z pomponem i apaszkę. Cat natomiast miała różową kurtkę, czapkę ze sztucznymi uszami misia, wełniane rękawice i śniegowce. Kiedy tylko wyszły z pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać sms-a do Wery. Nagle usłyszałam pukanie i dźwięk otwieranych drzwi.
- Czego zapomniałaś? - zapytałam do razu, będąc pewna, że to któraś z moich współlokatorek.
- Właściwie to niczego - usłyszałam głos Robina.
Byliśmy sami. Serce zatrzepotało mi mocniej, gdy zamykał za sobą drzwi. Nie wybierał się na dwór, to pewne. Usiadł na skraju mojego łóżka i spojrzał mi w oczy. Czułam się niezręcznie. W końcu całował mnie tamtej nocy. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Jeśli chodzi o wczoraj, to przepraszam, że tak naskoczyłem - zaczął niepewnie.
- Nie, nie. Nic się nie stało. Tylko dlaczego urwał mi się film? - zmieniłam temat. Chciałam zapomnieć o tym pocałunku.
- No wiesz, wiedziałem, że jestem niezły, ale nie że aż tak. Zwykle dziewczyny nie mdleją, kiedy się z nimi całuję - zaśmiał się, choć szybko zauważył, że nie podzielam jego rozbawienia. - Jesteś zła, prawda?
- Raczej zdezorientowana. Nie mam pojęcia, dlaczego to się wydarzyło i Ty pewnie też nie.
Zapadła krępująca cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale zrobiło mi się głupio i odwróciłam wzrok. Robin pochylił się i ujął moją dłoń.
- To będzie nasz sekret - wyszeptał i nagle znów poczułam przepływające przeze mnie fale gorąca.
Czy to była propozycja, czy już stwierdzenie? Pogubiłam się bardzo. Nie tak to miało wyglądać! Przez ostatnich paręnaście godzin cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Max się obraził, Alison zaproponowała Nightom towarzyszenie nam w grze, spadłam ze schodów, rozwalając sobie przy tym brew, a między mną a Robinem zrodziło się coś, czego miałam unikać! Dodając do tego porachunki z Keysi i En, ostatnich paręnaście godzin było katastrofą. W myślach toczyłam bitwę. Alison nigdy by mi tego nie wybaczyła, związki są niepewne, a o Maxie mogłabym zapomnieć na wieki wieków. Powinnam być w żałobie i nie myśleć o chłopakach. Ale w chłopaku trzymającym mnie za rękę było coś niesamowitego. Uśmiechnęłam się do niego.
- Może lepiej z tym poczekajmy - odpowiedziałam i zauważyłam, że na ułamek sekundy na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. - Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa.
Chłopak zabrał rękę, lecz nie powiedział nic i tylko pokiwał głową, na znak zrozumienia. Znów ta niezręczna cisza. Po chwili Robin wstał.
- Posiedzieć z Tobą? - zapytał, choć wiedziałam, że robi to z grzeczności.
- Nie trzeba - skłamałam.
Westchnął i opuścił mój pokój. Wróciłam do pisania sms-a. Weronica niedługo potem mi odpisała i zaczęłyśmy tak korespondować. Kilka godzin leżałam na łóżku, co chwilę wystukując słowa w telefonie i czytając książkę, którą ze sobą zabrałam. Nie sądziłam, że mi się przyda, bo zwykle na wycieczkach nie ma czasu na czytanie, a jednak tym razem ta zasada się nie sprawdziła. Prawie zasypiałam, gdy znów otworzyły się drzwi.
- To nie hotel - burknęłam, rozbudzając się.
Ciekawie i intrygująco :) podoba mi się. I dosyć długie masz te rozdziały więc życzę dużo, dużo weny ;D
OdpowiedzUsuńI znowu się nie zawiodłam na Twoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńMega ;D
Czekam na następny rozdział.
A Ciebie po cichu, zapraszam do mnie na bloga.
Będę wdzięczna za Twoją opinię na temat mojego opowiadania.
Pozdrawiam. :)