Po sekundzie jego wzrok przeniósł się na coś za mną, a w ułamku następnej jednym ruchem położył mnie na ziemi i wstał, by przyłożyć Maxowi. Blondyn wpadł w furię. Najprawdopodobniej chciał się rzucić na Robina, ale po trafnym ciosie, jaki otrzymał w twarz, odrzuciło go do tyłu. Podniósł się w zastraszającym tempie, nie miał na twarzy ani kropli krwi, choć sądziłam, że Robin rozwalił mu nos. Wyglądało na to, że jest zbyt wściekły, by poczuć jakikolwiek ból.
- Max! - wrzasnęła Cat, zaskoczona reakcją swojego kolegi.
Regulus i Mike już znaleźli się przy chłopaku i próbowali go powstrzymać, ale szło im nie za dobrze. Odepchnął ich obu, jakby byli zaledwie kukiełkami. Robin wpatrywał się w niego wyzywająco. Sam jednak nie atakował pierwszy. Ja zostałam zabrana z pola walki przez Alison, której oczy błyszczały niczym dwa rozżarzone płomienie. Podekscytowana trzymała mnie blisko siebie i zmuszała do patrzenia na tę scenę. Max już niepowstrzymywany przez kolegów, znów próbował uderzyć Alfę. Ten jednak niewzruszony uniknął jego ciosów i w po chwili złapał za rękę przeciwnika, po czym ścisnął ją, a Bunny aż zawył z bólu.
- Uważaj, bo Ci nerwy puszczą i co? Jeszcze zrobię Ci krzywdę.
Tym chyba jeszcze bardziej wkurzył Maxa. Puścił jego rękę, a on wykorzystał to, by trafić go w brzuch. Robin zgiął się, ale już po chwili podciął blondyna, a ten wylądował na ziemi i pociągnął przeciwnika. Reszta braci nawet nie ruszyła się z miejsc! A chłopcy bili się i poprzewracali pojedyncze świeczki, przez co zrobiło się jeszcze ciemniej. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Wiedziałam, że powinnam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć. Do czasu.
Wybiegłam z pokoju. To była moja wina! Przez to zadanie zaczęli się bić. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Nie widziałam, gdzie biegnę, nie miałam pojęcia, co się przede mną znajduje. I tak zleciałam ze schodów. Bolało. Cholernie bolało. Ale bardziej w środku niż na zewnątrz. Poczucie winy, sumienie? Być może. Nie sądziłam, że to ma taką siłę. Naraz poczułam ból fizyczny, ten po odejściu pierwszego bólu. Nic sobie nie złamałam, ale upadek na przednią część ciała boli. Powoli odszukałam dłońmi ścianę i opierając się na niej, wstałam. Poczułam czyjąś obecność. Miałam bardzo złe wspomnienia, więc odwróciłam się gwałtownie i stanęłam twarzą w twarz z Robinem. Choć było kompletnie ciemno, stałam tak blisko, że rozpoznałam go od razu.
- Jak zwykle poszkodowana.
Pociągnął mnie za rękę i po ciemku weszliśmy do pokoju. Jak się okazało, nie mojego. Po chwili stałam roztrzęsiona przed umywalką w łazience, a Robin zapalił światło.
- A Tobie nic nie jest? - zapytałam cicho stojącego za mną bruneta. Nie wyglądał na takiego, który przed chwilą się bił. Może Max nie miał wystarczająco dużo siły, by mu coś zrobić?
- Nie. Martwiłbym się raczej o Ciebie. Co powiesz Dave'owi na to?
Mówił, patrząc w moje zapłakane oczy. A raczej oczy mojego odbicia. Spostrzegłam, że rozwaliłam sobie brew. Otarłam łzy i zbliżyłam się do lustra, by móc to obejrzeć z bliska.
- Cudnie - potarłam ranę, rozsmarowując krew wokół niej. Zabolało.
- Przemyj zimną wodą. Zaraz coś na to poradzimy - po tych słowach wyszedł i zniknął w ciemnościach za drzwiami łazienki.
Westchnęłam i zaczęłam zmywać krew z twarzy. Czy chociaż przez chwilę zastanowiłam się, co robię? Mogłam narazić ich wszystkich na szlaban. Szlaban do końca wycieczki za niespanie po nocy i chodzenie po innych pokojach, a na dodatek ta bijatyka...
- To nie Twoja wina - powiedział Robin, wchodząc do łazienki. W ręce trzymał trochę waty i plaster. - To, że ta pijawka tak zareagowała - przerwał i docisnął watę do mojej brwi. - Twoja przyjaciółka wiedziała co robić. Muszę jej pogratulować przebiegłości - nakleił plaster tak, by utrzymywał on watę. - Wyglądasz lepiej, niż zazwyczaj - odsunął się o krok i ocenił swoje dzieło.
- Dziękuję - szepnęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę wyjścia. - Wracajmy, bo jeszcze coś sobie pomyślą.
- A przeszkadzałoby Ci to? - spytał, ustępując mi drogi. Zatrzymałam się. To pytanie było nie na miejscu i w dodatku całkiem mnie zszokowało. - Z resztą nieważne. Tiana i tak się o wszystkim dowie.
- Czy Ty coś sugerujesz? A w ogóle, to co to za rozmowy i ustalenia w tajemnicy przede mną? Może się pochwalisz, co Ci takiego powiedziała? - zdenerwowana, byłam szczera tak, jak Cat na co dzień i wykorzystałam to w tamtym momencie. Robin milczał przez chwilę.
- Ona chce Ci pomóc. Prosiła, żebyśmy mieli na Ciebie oko. To wszystko - wzruszył ramionami.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, stało się coś nieoczekiwanego. Chłopak wziął mnie na ręce siłą.
- Co robisz? - zapytałam przerażona.
Próbowałam się wyrwać, ale po prostu zbyt dobrze mnie przytrzymywał. Moje ciało zareagowało automatycznie. Coś podobnego spotkało mnie w lesie i nie chciałam znów tego przeżywać. W moich myślach pojawił się widok tamtego miejsca, tamtych czerwonych oczu i tamtego dotyku zimnych dłoni na moim ciele.
Znalazłam się w łóżku, najprawdopodobniej należącym do Robina.
- Prześpij się. Pewnie wszystko Cię boli. Ja wrócę do nich i załatwię sprawę. I nie martw się. Tym razem nikogo nie pobiję - puścił mi oko, zapewne chcąc mnie pocieszyć. Wstał i już miał wychodzić, gdy złapałam go za rękę.
- Poczekaj. A..Może...Czy zostałbyś ze mną? Nie zrozum mnie źle, ale.. - Ale bałam się, że Max go zabije albo że zobaczę czerwone oczy na suficie.
- Jeśli tylko chcesz - rzekł i usiadł ponownie na krawędzi łóżka.
Przykryłam się kołdrą. Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, by tu zostawać na noc. Niby przebiegli bracia zadbali o długi i mocny sen nauczyciela, ale pomijając ten fakt, to co pomyślą moje przyjaciółki? Zastanawiałam się, czy nie wrócić do pokoju, gdzie czekałyby mnie pytania, Max, Alison-oh, jak byłam na nią wściekła! Na pewno była dumna z tego, że wywołała sensację.
Robin położył się na szerokości łóżka, lecz po chwili wsparł się teraz na łokciach i spojrzał na mnie.
- Widzę, że coś Cię gnębi, coś więcej niż ta sytuacja.
- Nie, wszystko w porządku. Chociaż nie wiem, czemu Ci to mówię, ale mam wrażenie, że ktoś chce się mnie pozbyć. Może tak, jak było z moimi rodzicami. Bo widzisz oni... - w tamtym momencie zamilkłam. Serce mocniej mi zabiło, gdy chłopak przytulał mnie do siebie niespodziewanie.
- Wiem. Nie płacz. Ja też, będąc dzieckiem, straciłem matkę - siedział obok, oparty o ścianę i nadal mnie obejmował.
Ale to nic nie dało. Znów się rozpłakałam. Nadal mogłam sobie przypomnieć tamten telefon i słowa mężczyzny o śmierci rodziców. Gdyby nie głupi wypadek, nic nigdy by się nie wydarzyło, nie doprowadziłabym do pobicia się Maxa z Robinem, nie miałabym halucynacji i nikt nie goniłby mnie po lesie.
A jednak im dłużej przebywałam w jego objęciach, a moje łzy moczyły mu koszulkę, tym więcej ulgi czułam. Jakby te złe wydarzenia odeszły w niepamięć i naraz zaczęło mnie przepełniać dziwne uczucie. Uczucie, którego nie czułam od dawna. Spokój. Po kilkunastu sekundach już nie płakałam. Wreszcie się komuś wyżaliłam i powiedziałam, co mnie boli. Tylko co dalej? Przecież Robin nie mógł rozwiązać moich problemów. Sama musiałam sobie z nimi poradzić, a tak tylko niepotrzebnie się upokorzyłam. Co dziwne, było mi z tym dobrze. Teraz może być już tylko lepiej, prawda? A przynajmniej tak mi się wydawało.
Odsunęłam się i już miałam mu podziękować, a on ni stąd, ni zowąd mnie pocałował. Doznałam kolejnego szoku. Przeszły mnie ciarki. Nie potrafiłam się przeciwstawić. Było mi gorąco, jakby wewnątrz mnie rozpalił się żywy ogień.
Zatopiłam się w ciemność. Kiedy otworzyłam oczy, znalazłam się we własnym łóżku! Podniosłam głowę i spojrzałam na smacznie śpiącą Alison i pochrapującą Cat. Sięgnęłam do torby po komórkę. Piąta dwadzieścia siedem. Zastanawiałam się, czy to nie był sen. Może nie podniosłam się z tego półpiętra i to wszystko mi się przyśniło? Dotknęłam brwi, ale faktycznie była na niej wata i plaster. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Usiadłam na łóżku, krzyżując nogi. Prawą ręką dotknęłam najpierw ust, potem waty. To nie był sen. Tylko co było później? Szturchnęłam Alison brutalnie.
- Mmm...Co? - zapytała, otwierając jedno ślepie.
- Jak wróciłam?
- O, to tylko Ty - dziewczyna spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem. - Robin przyszedł i przyniósł Cię na rękach. Powiedział, że długo uciekałaś, więc tyle to zajęło. Potem zemdlałaś i rozwaliłaś brew. Ponoć Cię ocucił i jak wracaliście, to zasnęłaś - przymknęła oczy, chcąc zapewne znów wrócić do krainy snów. - Walka była żadna, ale przynajmniej była. Szkoda tylko, że brakowało krwi. Żebyś Ty widziała, jak się rzucili do drzwi za Tobą. Robin po Ciebie poszedł, a jego bracia odciągnęli Maxa. Koleś tak się wkurzył, że potem wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami. Reg i Mike poleźli za nim, a reszta wróciła do swojego pokoju.
Pokiwałam głową. To by wyjaśniało, dlaczego po drodze do pokoju nie spotkaliśmy rozwścieczonego Bunny'ego. Nadal nie wiedziałam, czemu urwał mi się film. Najwidoczniej Alison nie wiedziała o pocałunku i niech tak zostanie. Ale co z braćmi? Czy im też Robin nic nie powiedział? Postanowiłam szybko się ubrać, uczesać i wymyć zęby. Gdy zrobiło się jaśniej, zauważyłam, że na dworze leży śnieg. Bardzo, bardzo dużo śniegu. Jak nie deszcz to śnieg. Wspaniale. Potem czekałam, aż moje przyjaciółki zbiorą się z łóżek i przygotują na śniadanie. O dziwo, wszystkie trzy wyglądałyśmy podobnie. Każda z nas miała czarne getry i grubą, ciemną bluzę nałożoną na bluzkę. Tylko bluza Cat miała na sobie podobiznę białego jednorożca. Przed wyjściem zdjęłam swój opatrunek. Następnie we trójkę zeszłyśmy na dół, gdzie już czekali Regulus, Mike i niestety Max. Przywitałyśmy się i usiadłyśmy po obu stronach drewnianego stołu, w oczekiwaniu na śniadanie.
Wsiścy mnie nie kochają :<
OdpowiedzUsuńRozdział cudny bejb. Czekam na następny, który MA BYĆ jutro :D
~Ali
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSuper rozdział. ;) Zapraszam do nas już jest post o snach.. tak jak chciałaś.. ;) http://thehauntedway.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń