Zgoda na wycieczkę, którą dostałam od Robina, obejmowała wszystkie informacje. Mieliśmy pojechać do schroniska młodzieżowego w górach. O siódmej trzydzieści trzeba było się stawić pod szkołą, gdzie miał czekać autokar. Dwadzieścia minut później odbywał się wyjazd, a po pięciu dniach około dwudziestej wracaliśmy już do domów. Były wypisane najważniejsze rzeczy, jakie musieliśmy zabrać ze sobą i oczywiście regulamin zawierający te same punkty, które zawsze pojawiają się w karcie informacyjnej.
I nie prezentowałoby się to najgorzej, gdyby nie fakt, że wycieczka kosztowała trzysta złotych, ale uważałam, że będzie warta tych pieniędzy. Następnego dnia musiałam o tym porozmawiać z Tianą. Jeszcze podczas wakacji ustaliłyśmy podział alimentów, z których dostawałam kieszonkowe. Niestety nie były wystarczająco duże, by opłacić wyjazd. Rozmawianie o pieniądzach było dla mnie krępujące. Wiedziałam, że moja opiekunka w związku z moim pojawieniem się musi płacić więcej za prąd, wodę, gaz i jedzenie.
A jednak okazało się, że to Tiana nakłoniła Robina do zaproponowania mi wycieczki. To ona chciała, żebym się na nią wybrała. To była ta cała konspiracja, którą urządzili w dniu, gdy pobiła mnie Keysi. Następnego dnia odwiozła mnie do szkoły z podpisaną zgodą i opłatą. Byłam jej bardzo wdzięczna, choć lekko mnie zaniepokoiła tym, że podjęła decyzję za moimi plecami.
Jeszcze przed lekcjami udało mi się dostarczyć zgodę i pieniądze nauczycielowi. Z pokoju nauczycielskiego skierowałam się pod salę lekcyjną. Za kilka minut miał rozbrzmieć dzwonek, więc spieszyłam się, choć na horyzoncie już pojawiły się Alison i Cat.
- Cześć - zmusiłam się do przywitania. Ale z drugiej strony nie miałam nikogo innego, z kim bym rozmawiała.
- Hej - rzuciła z pogardą w oczach.
- Ali, słyszałaś coś o jakiejś wycieczce? - podjęłam konspiracyjnie, a wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie.
- Nie, znaczy...Y, no tak, ale nie będzie Ci się podobać.
- Ta, której żaden nauczyciel nie ogłasza, bo jest tajna? - wypaliła Cat.
- Też jadę. A wy?
- Ja, Cat, Regulus, Max i Mike. A kto Tobie powiedział?
- Nie ważne - nie miałam zamiaru jej tego zdradzać, bo i tak była już dostatecznie zła. Chciałam wejść do klasy, bo zadzwonił dzwonek, ale Alison mnie zatrzymała.
- Kamma, zaczekaj. Jaa...Chciałam przeprosić, że tak na Ciebie naskoczyłam. Masz prawo zadawać się z kim chcesz - widziałam, że jest jej ogromnie głupio.
-Nie ma o czym mówić - uśmiechnęłam się i weszłam do sali.
Na kolejnej przerwie moja przyjaciółka opowiadała mi o najświeższych plotkach. Zachowywała się, jakby do niczego wczoraj nie doszło. W pewnym momencie dołączyli do nas Max i Regulus.
- No witam, witam. Oto moja ulubiona złośnica. Raczy panienka zjeść ze mną na stołówce?
- Spadaj, Altimore - warknęła nieprzyjemnie moja przyjaciółka. Obdarzyła chłopaka spojrzeniem pełnym nienawiści, ale on chyba nie zamierzał odpuszczać.
- Miłości moja, ranisz me serce w tak okrutny sposób.
- Robisz z siebie głupka - zarzucił mu Max. - Kamma, nie chciałabyś usiąść ze mną i Regulusem podczas obiadu? Może zabierzesz też swoją przyjaciółkę? - uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby i po prostu nie mogłam mu odmówić.
- Tak, myślę, że Alis bardzo spodoba się ten pomysł, prawda moja przyjaciółko?
Alison burknęła coś pod nosem, co miało pewnie oznaczać tak. Potem wszyscy rozeszliśmy się pod swoje sale, a ja byłam podekscytowana faktem, że Max zaproponował mi coś takiego. Oczywiście wiedziałam, iż zrobił to dla Regulusa, ale wolałam tkwić w przekonaniu, że się mu podobam.
Podczas obiadu atmosfera była całkiem przyjemna. Mike i Cat wygłupiali się, jedząc żelki przyniesione przez chłopaka, Regulus podrywał Alison, a ja próbowałam opanować śmiech. Adorator mojej przyjaciółki recytował wiersz, który napisał specjalnie dla niej i nauczył się go na pamięć. Byłam pod wrażeniem. Nie każdy chłopak byłby w stanie zrobić coś takiego. Nie rozumiałam, dlaczego Ali odprawia go z kwitkiem za każdym podejściem.
Nagle czyjaś pięść wylądowała przede mną na stoliku. Podskoczyłam ja i większość rzeczy, które na owym stoliku się znajdowały. Oczy pochylającej się nade mną Keysi wyrażały taką nienawiść, że zdawały się niemalże krzyczeć "chcę Cię zabić".
- Periv, to wszystko przez Ciebie! - zrobiło mi się gorąco. Zastanawiałam się, co zrobiłam tym razem.
- Liventrop, spadaj - głos mojej przyjaciółki był stanowczy, a ona sama zmierzyła dziewczynę nieprzychylnym spojrzeniem.
- Wal się. Przez nią - tu wskazała mnie, prawie wsadzając mi palec do oczu, ale zawahała się. - To wszystko przez nią. On mówił Twoje imię - wycedziła przez zęby.
W mojej głowie zapanował chaos. Ten, który próbował mnie zgwałcić, próbował zgwałcić też Keysi. To dlatego wylądowała w szpitalu, bo oprawca szukał mnie. A Tiana nie chciała powiedzieć co się stało Keysi, bo uznali, że najwyraźniej straciła rozum. I o mnie też by tak powiedzieli. Ale to nie miało sensu! Przecież nic nikomu nie zrobiłam.
Alison podniosła się ze swojego miejsca i zbliżyła do dziewczyny, która nadal celowała we mnie swoim palcem. Złapała za jej rękę i zabrała sprzed mojej twarzy.
- Uważaj sobie, bo mogę Ci zafundować jeszcze raz to, co Cię spotkało przedwczoraj - po tych słowach odepchnęła dziewczynę od siebie, a ta cofnęła się o dwa kroki.
Widziałam, że jest wstrząśnięta. Widziałam, jak w jej oczach pojawiają się łzy i jak wybiega ze stołówki, zalewając się łzami. Widziałam też zadowolenie, które wymalowało się na twarzy Alison. Po chwili znów zajęła swoje miejsce przy stoliku.
- Niech zna swoje miejsce.
Zachowanie mojej przyjaciółki było dla mnie nowością. Ona sama nie miała sobie nic do zarzucenia. Ja uważałam, że to, jak potraktowała Keysi, było okrutne. Jak ja bym się czuła, gdyby wszyscy się dowiedzieli o tym, co spotkało mnie wczoraj? I gdyby Alison powiedziała mi to, co powiedziała Keysi? Było mi jej żal. Wszyscy uznali ją, podobnie jak uznaliby mnie, za zdeprawowaną wariatkę. Doszłam do wniosku, że nie mogę powiedzieć tego, co mi się przytrafiło nikomu. Weronica na pewno będzie mnie z tego powodu dręczyć, jednak jaki miałam wybór? Wciąż byłam nowa, a tutejsi konserwatyści zmieszaliby mnie z błotem, wiedząc o oczach na suficie i czerwonookim stworze ganiającym po lesie za psychopatą.
Przez weekend znów dopadła mnie samotność i melancholia. Pisałam z moimi przyjaciółkami, spakowałam się na wycieczkę, a jednak było mi z tym źle. Czułam się jakbym zapomniała o rodzicach. Brakowało mi ich, ale nie potrafiłam tego wyrazić swoją postawą. Powinnam być w żałobie, a wtedy żaden wyjazd nie wchodziłby w grę. Tymczasem wokół mnie działy się dziwne rzeczy, których się bałam i rodzice nie mogli mi pomóc. Zrozpaczona, pomyślałam nawet o tym, aby się zabić, jednak zbyt mocno ceniłam swoje życie. Czułam, że muszę dowiedzieć się, co spowodowało wypadek. Poza tym próbowałam się skupić na wycieczce. Myśl o niej była ekscytująca. Weekend dłużył się niemiłosiernie, ale nareszcie nadszedł wyczekiwany przeze mnie dzień. Razem z Tianą podjechałyśmy pod szkołę, a w bagażniku były walizka i torba podręczna. Miałam też ze sobą swój plecak, ponieważ w planach były całodniowe wypady na szlak, a przecież nie będę targać wszystkiego ze sobą. Wyjątkowo tego dnia tylko trochę kropiło. Byłam zadowolona, że wreszcie wyrwę się z tego miejsca i znów ujrzę słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz