Byłam tak ciekawa, o co chodzi, że nawet nie zauważyłam, jak moja twarz wysunęła się spod koca i otworzyłam oczy. Nie uszło to uwadze naszych gości.
- Oto i nasza śpiąca poszkodowana.
Starałam się udawać jak najbardziej zbolałą i zaspaną.
- Cześć - powiedziałam cicho i usiadłam na kanapie. Zakręciło mi się w głowie, ale po chwili przeszło.
Tiana podsunęła mi herbatę, a ja ciągle piłam z nadzieją, że nikt nie będzie się o nic pytać. I o dziwo tak było. Choć raczej nie należę do wybitych strategów.
- Przypomniałem sobie. Nerayla prosiła, żeby pani przekazać, że ten pies z wypadku samochodowego, no więc jest tylko poobijany i żeby się właściciel nie martwił. Sam go trochę poskładałem - chłopak o ciemnobrązowych oczach spojrzał na mnie ukradkiem. Nie zapowiadało się na nic dobrego, czułam to.
- Dobrze, dziękuję. A to Ty się zajmujesz weterynarią? - zdziwiła się Tia.
- Tak, każdy ma w tygodniu swoją zmianę, ale jeśli trzeba to Ney i sama daje radę ze zwierzakami.
- I co wy tam robicie?- zapytałam z ciekawości. - Przecież nie macie skończonych studiów weterynaryjnych.
- Ale pomagamy Ney tyle, ile możemy, od dawna. Jakieś doświadczenie mamy - Shery sięgnął po swoją herbatę i ją dokończył. - Głównie karmimy je, kąpiemy, podajemy leki i wyprowadzamy. W sumie nie jest to do końca skomplikowane. Pani wie - tu zwrócił się do Tiany.
- Ale w szpitalu telefony się urywają i terminów brakuje. Ludzie to nie zwierzęta, z nimi jest inaczej. Nie powiem, dzieci są grzeczne, ale ich rodzice to prawdziwe utrapienie.
- No, ale my chyba będziemy się już zbierać - powiedział Alfa, podnosząc się ze swojego miejsca. - Dziękujemy za gościnę.
- Poczekajcie jeszcze. W kwestii mojego "interesu", możemy porozmawiać na dworze, bo to długo nie zajmie - moja opiekunka nie chciała, żebym wiedziała, o czym będą rozmawiać, co trochę mnie zezłościło.
Chłopcy pożegnali się i wyszli. Kiedy Tiana zamknęła drzwi, nawet nie próbowałam wstawać i iść podsłuchiwać, bo to nie w moim stylu i na dodatek nie zdążyłabym. Wypiłam jeszcze trochę herbaty i dalej spałam. Nie wiem dlaczego, ale przespałam tak, aż do północy. Na pewno coś mi dolała do picia. Obudziłam się i spojrzałam na salon. Było ciemno, a ja praktycznie nie dostrzegałam kształtów. Deszcz rozszalał się na dobre. Pod kocem było ciepło, ewentualna choroba powinna zniknąć.
Zdawało się, że ktoś mnie obserwuje. Ale to nie możliwe. Tiana pewnie spała w swoim pokoju. Zamknęłam oczy. Jednak w wyobraźni coś ciągle na mnie skakało, widziałam wszystkie te postacie z horrorów, które wyłażą z ciemnych kątów i zbliżają się do mnie. Byłam pewna, że wszystkie słyszą bicie mojego serca. Sama je słyszałam. Zganiłam się za tak dziecinne myśli. Bałam się ruszyć, ale otworzyłam oczy. To był szok! Na suficie świeciły dwa żółte punkty niczym ślepia i wpatrywały się we mnie. Zaczęłam krzyczeć. W panice paraliż ze strachu zniknął.
Minęło kilka sekund, zanim zapaliło się światło. Spojrzałam na miejsce z włącznikiem. Tiana w nocnej koszuli już podchodziła do mnie z zatroskaną miną.
- Co się stało? - przetarła zaspane oczy. Patrzyła to tu to tam, ale nic nie widziała.
- Tam - wskazałam na sufit, ale ślepia już zniknęły! - Tam..Były....Coś tam było.
- Dziewczyno, musiało Ci się przyśnić, może to tylko zwidy. Pewnie za mało herbaty wypiłaś.
Ja jednak nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Tam coś było! Musiało być! Nie wierzyłam, żeby to była gorączka. To było realistyczne! Miałam iść się położyć do siebie. Na wszelki wypadek wszędzie pozostawiałam włączone światła, które Tia po mnie gasiła. Została tylko lampka przy łóżku.
- Tym razem śpij dobrze.
- Postaram się - chciałam wymusić uśmiech, ale nie wyszło.
Patrzyłam przed siebie, w okno, na którym nie było zasłoniętych żaluzji. Deszcz lał jak z cebra, a w oddali widziałam las. Nic innego się już potem nie zdarzyło. Do szkoły nie poszłam, bo moja opiekunka stwierdziła, że jestem osłabiona i w złym stanie psychicznym.
O szesnastej do naszego domu znów ktoś zawitał. Tiana otworzyła drzwi, a potem do salonu, do którego rankiem się przeniosłam, weszły moje przyjaciółki i Max. Nie miała siły i ochoty z nimi rozmawiać. W końcu musiałabym powiedzieć, że pobiła mnie Keysi.
- Hej Kamma! - przywitała mnie Ali, usiłując naśladować piskliwy głos pustej przyjaciółki. Jeszcze chciała mnie przytulać.
- Czy przypadkiem nie zamieniłaś się mózgiem z Cat?
- No fakt, troszeczkę przesadziłam.
- Przynieśliśmy Ci lekcje - powiedziała Cat.
- Przepraszam, WY przyniosłyście? - chłopak zmarszczył brwi. Oprócz swojego plecaka miał w rękach jeszcze dwa należące do moich przyjaciółek.
- Dzięki. Zostawcie tylko zeszyty Ali, a ja potem przepiszę i w poniedziałek oddam.
- Okey. Ciesz się, że tu nic nie zadają i masz tylko notatki do zrobienia - dziewczyna usadowiła się na fotelu i założyła nogę na nogę.
Szkoły w Emount i Moonlight różniły się jeszcze pod względem zadań domowych. Tu po prostu ich nie zadawano. Do tej pory nigdy się nie zastanawiałam dlaczego.
- Wyszłaś cało z walki - Max oparł się o ścianę i miał poważną minę. - Z Keysi. Bo oni Ci pomogli.
- Skąd wiesz? - teraz mnie ogarnęło zdziwienie. Byłam pewna, że oprócz nas nikogo tam nie było. Ale przecież moja nowa nemezis mogła już całej szkole powiedzieć o swoim "wyczynie".
- Wie się to i owo. Słyszy. Zwłaszcza jak ktoś się tym chwali na prawo i lewo. Nie przyszłaś do szkoły, więc Keysi myśli, że się jej boisz.
Może tak było, może nie. Nie byłam pewna. Po kilkunastu minutach, wymianie najnowszych informacji, dziewczyny i Max poszli. Nastrój miałam grobowy. Nie dość, że wszyscy wiedzieli o moim pobiciu, to na dodatek wiadomo, że uratowali mnie chłopcy, którzy są uważani za dziwnych. Na prawdę się starałam polubić to miejsce, ale było coraz gorzej. Do poniedziałku jakoś odchorowałam i nie wydarzyło się już nic dziwnego. Postanowiłam też nie wspominać o tym, co zaszło i z nikim o tym nie rozmawiać. No może poza jedną osobą.
Fajny rozdział, ale czemu wygoniłaś Ali, Max'a i Cat? Buu :C Czekam na więcej :3
OdpowiedzUsuńTak, tak. To ja, Cat.
Ona jest przed okresem, który nawiasem mówiąc dużo znaczy w tej historii, więc nawet dla Tiany była chamska xD Ale dżemkuję Ci Kocie ;)
Usuń