Przestraszyłam się. Możliwość utracenia wspomnień i wiedzy była najgorszym, co mogłoby mi się przydarzyć. Wtedy znów kochałabym się w Maxie i naiwnie wierzyła, że jestem bezpieczna w jego towarzystwie. Nie wiedziałabym, dlaczego moi rodzice nie żyją i jak zginęli. Jak każdy człowiek, byłam przywiązana do swojej świadomości. Każdy na swój sposób jest ciekawy i może ci rozsądniejsi nie zgodziliby się na dochowanie tajemnicy, ale ci drudzy będą chcieli poznać kolejne sekrety, skrywane przed ludźmi na przestrzeni tysiącleci. A tych na pewno nie brakowało.
- Prześpij się z tym. Jutro powiesz mi, jaką podjęłaś decyzję - wstał i podszedł do okna, a ono się otworzyło. - W południe na skraju lasu - dodał i wyskoczył, a ja usłyszałam tylko głuche łupnięcie o ziemię.
Podeszłam szybko do okna i spojrzałam w dół. W końcu to pokój na piętrze. Ale tam nie stał znany mi chłopak, tylko wielki czarny wilk. Przyglądał mi się przez ułamek sekundy, po czym czmychnął w ciemność nocy. Zostałam sama. Nie mogłam powiedzieć Werze lub Alison, czy Cat. Nie wiedziałam, czy Ali wie, to co ja i czy nie skasowali jej pamięci. Wróciłam do łóżka i położyłam się. Przedtem zamknęłam okno, aby nie napadało mi do pokoju. Zapowiadała się bezsenna noc, lecz zasnęłam szybciej, niż przewidywałam.
Była dziewiąta, ja wycieńczona leżałam jeszcze jakiś czas w ciepłej pościeli. Zeszłam na dół, do kuchni. Nie chciałam nic jeść, ale mimowolnie spojrzałam do lodówki. Na widok zamrożonego mięsa cofnęłam się. Mój wybór padł na płatki podgrzewane w mikrofali. Czekając, aż się podgrzeją, spojrzałam na widok za oknem. Latem przybija mnie słońce, jesienią deszcz, zimą śnieg, a na wiosnę to, że świeci słońce, a mimo to jest zimno. Człowiekowi się nie dogodzi, zawsze będzie jakiś powód do narzekania. Moim zmartwieniem było przejście między latem a jesienią. Wszystko pogrążyło się w ciemności, a na ziemi leżało błoto. Pogoda w Moonlight była po prostu okropna, dziwna i dokuczliwa. Może podobna do mieszkańców. Miałam wrażenie, że tutaj wcale nie ma słońca, że każdy dzień jest pochmurniejszy od poprzedniego, a to z kolei odbierało chęć do życia.
Po śniadaniu umyłam po sobie naczynia i poleciałam się ubrać, bo dochodziła już dziesiąta. Do mojego pokoju weszła Tia.
- Hej. I jak po wycieczce? - zapytała, uśmiechając się przyjaźnie.
- Trochę się nie wyspałam.
- Rozpakowałaś się?
Spojrzałam na walizkę stojącą przy mojej szafie i było mi trochę głupio, że wciąż jej nie ruszyłam.
- Och, chcesz, żebym Ci pomogła?
- Nie, nie trzeba. Dam radę - odparłam, starając się wypaść jak najbardziej wiarygodnie. - Tiana, a co z pogrzebem moich rodziców?
Kobieta wydała się trochę zakłopotana moim pytaniem, jednak szybko odzyskała fason.
- Em, ciągle się pytam, ale mówią, że cały czas próbują dojść, co konkretnie się wydarzyło. To nie był zwykły wypadek, a z tego, co słyszę, jakiś czas to jeszcze potrwa. Nie martw się dziecko, kiedy tylko będę wiedzieć cokolwiek, Ty też się dowiesz.
- Okey. Mogę wyjść niedługo z domu? Umówiłam się z kimś.
Tia znów była zaskoczona. Widocznie tego dnia zaskoczeniom miało nie być końca. Przytaknęła i wyszła. Ja natomiast zabrałam się za porządkowanie rzeczy w pokoju i rozpakowywanie walizki. Po swojej mamie odziedziczyłam skłonność do sprzątania, kiedy się denerwowałam. Może nie robiłam tego tak dokładnie, jak ona, ale przynajmniej robiłam. Układając rzeczy w szafie i wynosząc ciuchy do prania, wciąż układałam sobie w głowie wszystko to, co usłyszałam poprzedniego wieczoru. Wyobrażałam sobie, czego jeszcze mogę się dowiedzieć od Robina.
Kiedy nadeszła pora, zjadłam jeszcze jogurt przed wyjściem, ubrałam się ciepło i pożegnałam z Tianą. Szłam w stronę wielkiego lasu, tam, gdzie wczoraj zniknął Robin. Krok za krokiem byłam bliżej celu, czułam to. Drzewa robiły się coraz wyższe i pomyślałam, że wyglądają jak strażnicy strzegący wejścia do jakiegoś ważnego miejsca. Jakby w środku zamknięto tajemnicę.
Ciekawy rozdział jak zawsze :) jedyna moja uwaga to brak akapitów w tekście, a poza tym podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://always-be-where-you-are.blogspot.com/
Akapitów jako takich nigdy nie ma, bo stosuję jedynie w konwersacji. Tak mam niestety ;}
Usuń