Night Diamond Slide Glow Golden Feeling: grudnia 2013

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 24

Jak poprzednio przełożyłam nogę przez jego grzbiet, a po chwili ponownie chowałam twarz w czarnym futrze, chroniąc się przed zimnem. Ciało wilka było ciepłe, wręcz gorące niczym kubek parującego kakao w zimowe dni. Za to na woń składało się kilka różnych rzeczy. Z jednej strony las, męskie perfumy i coś, czego nie mogłam określić, a z drugiej zaś spalenizna. Zapach palonego drewna i dymu.
Kiedy znaleźliśmy się już na skraju lasu obok mojego domu, zsiadłam z grzbietu Alfy i znów czułam się bezpieczniej, mając grunt pod nogami. Byłam zmieszana. Powinnam czuć złość wobec niego, odwrócić się i wrócić do domu bez słowa. A jednak nie potrafiłam. Zapadła niezręczna cisza. On czekał, aż się odezwę.
- Dziękuję - mruknęłam prawie niedosłyszalnie i spojrzałam mu w oczy.
Nie odezwał się, tylko popchnął mnie pyskiem w stronę domu. Jego głowa była ogromna i spokojnie mogłam stwierdzić, że mieści się w przedziale od moich bioder aż po szyję. W oczach tak dzikich i złotych widziałam coś, co przypominało zniecierpliwienie. Przeszłam kilka kroków do przodu i odwróciłam jeszcze na chwilę głowę. Nagle z barków wilka wysunęła się para równie czarnych, jak jego sierść skrzydeł. 
- Z Tobą nie latam, masz lęk wysokości.
Mrugnął mi na pożegnanie i wzbił się w przestworza, a ja z otwartą buzią oglądałam ten spektakl, rozgrywający się na moich oczach. Cuda niewidy. Był potężny, jednak poruszał się bardzo zwinnie i nie było w tym ani odrobiny ociężałości, która powinna mu towarzyszyć.
Wróciłam do domu i położyłam się na łóżku, z twarzą w poduszce. Pragnęłam wyłączyć myślenie choćby na kilka minut. Ale wszystko stawało się boleśnie jasne, im dłużej nie miałam konkretnego zajęcia.
Nightowie. Cokolwiek mi się nie działo, zawsze mnie obserwowali. Powinnam była być im wdzięczna. Max. Walka toczyła się o moją uwagę i zaufanie. Każda ze stron miała jakiś instynkt, którego nie mogła wstrzymać. Wiedziałam na pewno, że moje życie nigdy już nie będzie takie samo, jak innych dziewczyn. Że Alison i Cat będą prawdopodobnie jedynymi osobami, z jakimi będę w stanie rozmawiać szczerze. Mogłam zapomnieć o Weronice. Wszystko wokół się zmieniało, ale tak to było zaplanowane, prawda? Od urodzenia byłam tym czymś, taki los był mi pisany. Kiedyś istniała taka kobieta jak ja, też pewnie nie było jej łatwo. Ciekawe jak zginęła? Ciekawe czym ona zapełniła świat?
Było coś, co skutecznie otępiało każdego, kto choć trochę poświęcił temu czemuś uwagę. W pewnym etapie życia telewizja przestała mnie interesować. Wolałam Internet, gdzie zawsze miałam to, czego chciałam. Jednak po tamtej rozmowie nie miałam lepszego pomysłu. Zeszłam na dół do salonu i usiadłam obok Tiany. Nie rozumiałam tego, że dorośli tak uwielbiali telewizję. Przecież mogli tylko skakać po kanałach i to właściwie nie wymagało żadnego wysiłku, jak również przyswajanie informacji wydobywających się z kolorowego ekranu.
- I jak było na randce? - po raz pierwszy poczułam się w jej towarzystwie zażenowana. Nigdy dotąd nie starała się ingerować w moje życie, ale mimo to udawało się jej stwarzać pozory bycia rodzicem.
- To żadna randka. Tylko spotkałam się z koleżanką - skłamałam.
Kłamstwa przychodziły mi łatwo, choć starałam się, aby nie musieć zbyt często ich wypowiadać. Skłonności do zmieniania prawdy odziedziczyłam po tacie. Mama niejednokrotnie twierdziła, że jesteśmy w tym tacy sami, że potrafimy kłamać w żywe oczy bez zająknięcia. To ona wiedziała o moim kłamstwie najczęściej. Na szczęście Tiana pozostawała kimś obcym, kto nabierał się na moje przekręty i lepiej, żeby tak zostało. Czułam, że to trochę nie fair wobec niej, jednak powiedzenie prawdy było jeszcze gorszą opcją.
Brunetka pokiwała głową, uśmiechając się w tak, jakby chciała powiedzieć, że wszystko wie i nie chce, abym poczuła się skrępowana. W rzeczywistości czułam się gorzej. Myśl o Robinie, o pocałunku, o całej sprawie przyprawiała mnie o zawroty głowy i narastające zażenowanie. Wyobraziłam sobie, że faktycznie mogłabym z nim być. I co by mi z tego przyszło? Nie miałam pojęcia. Tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że znam jego sekret, ale nie wiem o podstawowych rzeczach.
- Tiana - zaczęłam nieśmiało, a ona znów włączyła się do rozmowy. Chyba przeczuwała, że tak będzie. Ja ani trochę. - Długo znasz tych Nightów?
- Hm. Przeprowadzili się tu jakieś trzy lata temu. Niedługo potem miałam stłuczkę z ich opiekunką.
- Opiekunką? - zdziwiłam się. Pamiętałam, że Alison mówiła mi, iż jakaś kobieta ich zaadoptowała.
- Tak. Nerayla Night, jechała akurat do swojego pacjenta, a ja wyjechałam zza rogu i tak wyszło. Mój samochód musiał być dłużej u mechanika, więc chłopcy zaoferowali, że będą mnie podrzucać ich autem.
Pokiwałam głową i zaczęłam wgapiać się w telewizor. Leciał jakiś film dokumentalny, więc skupiłam się na oglądaniu. Kiedy zgłodniałam, poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Zastanawiałam się, czy dzisiaj również na obiad będzie fast-food. Właśnie kończyłam doprawiać kanapki na talerzu, gdy zadzwonił mój telefon. Zostawiłam go w pokoju, więc musiałam pójść na górę i oddzwonić.
To była Alison.
- Kamma? Mogłabyś być za chwilę u mnie w domu?
- Em, nie bardzo - spojrzałam na drzwi do mojego pokoju i przymknęłam je. Potem weszłam do łazienki i starałam się mówić na tyle cicho, by Tiana nic nie usłyszała. - Dopiero co wróciłam ze spotkania z..naszym kolegą. 
- Domyślam się, ja również miałam bardzo przyjemną wizytę - warknęła, jednak wydawało mi się, że jest przerażona. Nie dziwiłam jej się. Próbowała zamaskować swój strach.
- Może Ty przyjdź do mnie. I Cat.
- I chłopaki - dodała pospiesznie po drugiej stronie połączenia.
- Po co? Nie sądzisz, że nie powinnyśmy ich w to mieszać?
- Daj spokój. Shery mi pozwolił. Niech będzie. Napiszę do Regulusa, Ty powiedz Cat, a ona niech powie Mike'owi. Za godzinę u Ciebie - i się rozłączyła.
Schowałam telefon do kieszeni, ogarnęłam pokój i wróciłam po swoje jedzenie. W trakcie jedzenia udało mi się poinformować moją opiekunkę, że niedługo wpadną do mnie przyjaciółki. Pokiwała tylko głową i wróciła do oglądania telewizji. Po godzinie zadzwonił dzwonek do drzwi.

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 23

Idąc przed siebie, między drzewami ujrzałam błysk, a właściwie dwa. Skoro potwory istnieją, to to mógł być jeden z nich. Podejrzewałam, jaki to potwór, niemniej ponowne wejście do lasu wywoływało u mnie ciarki na plecach. Nie było ze mną nikogo, a w okolicy kręciły się demony i wampiry. Cudownie. Wkroczyłam w ciemność, z której nie było powrotu. Po dwóch minutach marszu wokół mnie unosiła się gęsta mgła, a zimno mroziło każdy odsłonięty kawałek ciała. Tamten wrzesień był najzimniejszym w moim życiu. 
W pewnym momencie przystanęłam i nie mogłam się poruszać. Pójście dalej nie wchodziło w grę. Ogarnęło mnie to samo uczucie, które czułam, gdy ostatnim razem Robin pokazał mi wypadek.
- Dalej jest już zbyt niebezpiecznie - usłyszałam znajomy głos.
- Dla mnie, czy dla Ciebie? 
Robin zaśmiał się i pojawił tuż obok mnie, a potem stanął ze mną twarzą w twarz. Jego oczy znów były złote, a z bliska widziałam też odcień neonowej pomarańczy i gdzieniegdzie plamki ciemnego brązu. Władza w nogach nagle powróciła.
- Więc? Przemyślałaś sprawę swojego położenia i swojej pamięci?
- Nie chcę tracić wspomnień, chociaż niektóre bym wyrzuciła.
- Raczej nikt nie chce się rozstawać ze swoją pamięcią, nawet jeśli to okropne wspomnienia. To tak jakbyś traciła część siebie. Dobrze zrobiłaś. Ale musisz też zadecydować o kimś innym.
- Alison - wyszeptałam. Domyśliłam się do razu. Ona też znała ich tajemnicę. Musiałam to zrobić dla niej.
- Na razie pilnuję, żeby nic nie wypaplała, ale to od Ciebie zależy, czy ona będzie pamiętać.
- Czemu mi to mówisz?
- Im więcej Ci powiem, tym więcej będziesz chciała wiedzieć, a żeby wiedzieć, musiałabyś się zgodzić. Czy nie? To właśnie manipulacja - zbliżył się do mnie. - Właściwie już zdecydowałaś, ale nadal boisz się tego, czego jeszcze Ci nie powiedziałem, prawda?
Miałam ochotę wykrzyknąć mu w twarz Tak, zgadzam się!, ale wiedziałam, że to poważna decyzja. Ciągłe życie w strachu wcale mi się nie uśmiechało, jednak wydawało się lepsze niż życie w nieświadomości.
Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Robin odsunął się nieco i rozejrzał podejrzliwie wokół. Wyglądał jak pies, który coś zwęszył i instynktownie szuka źródła. Jego źrenice się zwęziły, a mnie serce zabiło mocniej.
- Spadamy - i nie dając mi czasu na odpowiedź, zmienił się w wielką czarną bestię, która patrzyła na mnie z góry. - Wsiadaj i lepiej złap się mocno.
Widząc stwora już po raz trzeci, czułam strach. Bałam się go, bałam się, że jest coś, o czym nie wiem, a co mogłoby wpłynąć na niego w taki sposób, że skończyłabym połamana i rozszarpana z daleka od domu, gdzie nikt nigdy by mnie nie znalazł. Fakt, moi rodzice nie żyli i chciałabym z nimi być, ale jednocześnie śmierć wcale nie była pociągająca.
Oszołomiona, wykonałam polecenie. Podeszłam i przełożyłam nogę przez jego grzbiet, a jednocześnie zacisnęłam palce na sierści. Wilk odbił się od ziemi i zaczął biec głębiej w las. Może nie powinnam była mu ufać, ale sama się zgodziłam na to, nie protestując. Wiatr smagał mnie w policzki, a wszystkie gałązki drzew tylko potęgowały efekt. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w mojego wierzchowca, którego ciepło mnie ogrzało. Alfa biegł niezmordowany, tak szybko, że wkrótce drzewa zlały się w jedną smugę i już nie mogłam na to patrzeć. Jednak po kilku chwilach przystanął gwałtownie, a mnie aż wbiło w jego ciemną sierść. Uniosłam niepewnie głowę i otworzyłam oczy. Znaleźliśmy się w całkiem innej części lasu. Mgła zniknęła, udostępniając mi widok otaczających mnie drzew i krzewów, liści leżących na ziemi oraz nienaruszonego ludzką nogą błota. Nie cierpiałam jesieni.
- Co się stało? - zapytałam tak cicho, że wątpiłam, by mnie usłyszał.
- Nasze terytorium pokrywa się z tym, na którym poluje Max. Ale on nie podchodzi blisko naszego domu, a my jego.
- Dlaczego? - podniosłam się i dość nieudolnie próbowałam z niego zejść. Wilk to nie koń, ciężko przerzucić mu nogę przez grzbiet, gdy się na nim siedzi, w dodatku na oklep.
- W ostateczności naszym zadaniem nie jest zabicie wampirów, a chronienie świata przed przejęciem przez nich władzy. Skoro więc w naturze wilkołaki i wampiry szanują swoje terytoria, to my zachowujemy się podobnie.
- I co to miało do rzeczy? On tam był? - wreszcie udało mi się zejść z jego grzbietu i stałam już pewnie na ziemi. Nieco mi ulżyło, że nie jestem zależna od czworonożnego giganta.
- Zadajesz strasznie dużo pytań - zauważył kąśliwie i spojrzał wreszcie na mnie, a potem zmienił się na powrót w człowieka.
- Jestem typową kobietą.
- Wątpliwe - mruknął i uśmiechnął się złośliwie. To było irytujące. - Tak czy inaczej, jaka jest Twoja decyzja, panno Periv?
- Przypomnij mi, dlaczego właściwie powinnam stanąć po Twojej stronie? - złożyłam ręce na piersiach.
- Naprawdę tego nie rozumiesz, co? Posłuchaj, jeśli chcesz zostać oddana jakiemuś facetowi, któremu serce nie pompuje krwi i składać jaja do końca życia ubezwłasnowolniona, to możesz iść do Maxa już teraz. Tylko zapewniam, że wszystkie je zniszczę, jeśli będą zagrażać ludziom. Ludzka dusza jest przynajmniej coś warta i da się ją sprowadzić na złą drogę - mówił jakby rozczarowany moim pytaniem. Stał niebezpiecznie blisko mnie, a jego sylwetka górowała nad moją i było to przytłaczające. Robin westchnął, a z jego ust wyleciała para. - Poza tym chyba nie chcesz, aby Twoi rodzice zginęli na darmo. 
Spuściłam wzrok. Myśl o rodzicach, o tym, jak zginęli, o Alison i jej pamięci, to wszystko popychało mnie do stanięcia po stronie Nightów. 
- Zgoda - mruknęłam i westchnęłam żałośnie, chcąc dać mu do zrozumienia, że biorę na siebie wielki ciężar.
- Grzeczna dziewczynka - usłyszałam, jeszcze zanim poczułam na swoich ustach jego własne.
Nie byłam na to gotowa, nie myślałam, że tak się stanie, ale przez ułamek sekundy czułam zaskoczenie, które szybko zastąpiła agresja. Uderzyła go pięścią w brzuch i odepchnęłam od siebie.
- Co Ty sobie wyobrażasz? - warknęłam, starając się wmówić sobie, że wcale mi się nie podobało. Ale na samą myśl, przechodziły mnie ciarki.
- Szkoda, że nie zabolałoby nawet, gdybym był zwykłym człowiekiem. Nie jesteś zbyt silna - to było stwierdzenie, które jeszcze bardziej wzbudziło we mnie złość.
- Nie pozwalaj sobie. To, że się zgodziłam, nie znaczy, że zamierzam z Tobą być.
Wydawało mi się, że nadal pozostał niewzruszony. Przyglądał mi się swoimi ciemnobrązowymi oczami z wrednym uśmieszkiem na ustach.
- Jeszcze się przekonamy - odciął się tylko i zaczął iść w swoją stronę.
- Hej, gdzie idziesz? - zapytałam, kiedy był już oddalony o kilka metrów.
- Do domu? Ty też powinnaś.
- Zamierzasz mnie tu zostawić?! - nie mogłam w to uwierzyć, ale zaczęłam iść za nim.
- No przecież idę do Twojego domu, tylko inną drogą.
Podbiegłam do Robina i szłam z nim ramię w ramię. Byłam na niego zła i manifestowałam to w każdy możliwy sposób. Nie odzywałam się do niego, nie patrzyłam, udawałam obrażoną. Udawałam, bo wiedziałam, że sama przecież nie wyszłabym z lasu, nie wróciła do domu i najpewniej wpakowała się prosto w ręce Maxa, a to było zdecydowanie gorsze od towarzystwa Alfy. Jednak po dłuższej chwili milczenia, nie mogłam już znieść panującej wokół ciszy.
- Dobra, więc co teraz? Co z Alison?
- Dowie się o wszystkim tak, jak cała reszta Twoich przyjaciół, o ile sama im to wyjaśnisz.
- Jesteś okropny - syknęłam, zmuszając się do rzucenia mu nienawistnego spojrzenia.
- Przynajmniej nie chcę z Ciebie zrobić maszyny do robienia małych potworków. Doceń to - zaśmiał się, a ja nie byłam w stanie się odgryźć.
Dawał mi do zrozumienia, że dla Maxa jestem tylko przedmiotem, celem, który musi złapać i za który dostanie nagrodę. Przez cały czas udawał przyjaciela, ale nie mógł powstrzymać swojej natury, która właściwie nie miała nic do rzeczy. To wszystko były kłamstwa, które miały mnie nakłonić do zostania czymś. Narzędziem do zawładnięcia ludzkością.
- Strasznie głośno myślisz. Właśnie dlatego kobiety nie powinny za dużo wiedzieć - nagle znów zmienił się w wilka. Tym razem bałam się bardziej niż przedtem. Myślałam, że chce mi coś zrobić. - Podwiozę Cię, tak będzie szybciej.
- Ja tam bym na niego nie siadał - usłyszałam nagle rozbawiony głos Gary'ego.
Chłopak pojawił się znikąd. Siedział na gałęzi drzewa, kilka metrów nad ziemią! Jeszcze bardziej zaskakujące było, gdy zeskoczył na dół i podszedł bliżej nas.
- No, no, no. Zwierzątka zasypiają, zajączki kicają, a ptaszki ćwierkają - mówiąc to, uśmiechnął się złośliwie, tak bardzo przypominając w tym swojego brata. - I wiecie, co mi powiedziały? Że w pobliżu zaczynają się kręcić kolejni obcy.
- Obcy? - zapytałam, zaciskając ręce w pięści. Było mi zimno w palce.
- W zasadzie trudno skonkretyzować, ale nie chodziło o was - spojrzał na Alfę już z bardziej poważną miną. Wilk skinął lekko głową.
- Wsiadaj - powiedział już bardziej stanowczo.
Chciałam zostać i wypytać Gary'ego o szczegóły, co miał właściwie na myśli, ale bestia obdarzyła mnie takim spojrzeniem, że trudno mi było się przeciwstawiać. Czas na pytania będzie później. 

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 22

Przestraszyłam się. Możliwość utracenia wspomnień i wiedzy była najgorszym, co mogłoby mi się przydarzyć. Wtedy znów kochałabym się w Maxie i naiwnie wierzyła, że jestem bezpieczna w jego towarzystwie. Nie wiedziałabym, dlaczego moi rodzice nie żyją i jak zginęli. Jak każdy człowiek, byłam przywiązana do swojej świadomości. Każdy na swój sposób jest ciekawy i może ci rozsądniejsi nie zgodziliby się na dochowanie tajemnicy, ale ci drudzy będą chcieli poznać kolejne sekrety, skrywane przed ludźmi na przestrzeni tysiącleci. A tych na pewno nie brakowało.
- Prześpij się z tym. Jutro powiesz mi, jaką podjęłaś decyzję - wstał i podszedł do okna, a ono się otworzyło. - W południe na skraju lasu - dodał i wyskoczył, a ja usłyszałam tylko głuche łupnięcie o ziemię.
Podeszłam szybko do okna i spojrzałam w dół. W końcu to pokój na piętrze. Ale tam nie stał znany mi chłopak, tylko wielki czarny wilk. Przyglądał mi się przez ułamek sekundy, po czym czmychnął w ciemność nocy. Zostałam sama. Nie mogłam powiedzieć Werze lub Alison, czy Cat. Nie wiedziałam, czy Ali wie, to co ja i czy nie skasowali jej pamięci. Wróciłam do łóżka i położyłam się. Przedtem zamknęłam okno, aby nie napadało mi do pokoju. Zapowiadała się bezsenna noc, lecz zasnęłam szybciej, niż przewidywałam.
Była dziewiąta, ja wycieńczona leżałam jeszcze jakiś czas w ciepłej pościeli. Zeszłam na dół, do kuchni. Nie chciałam nic jeść, ale mimowolnie spojrzałam do lodówki. Na widok zamrożonego mięsa cofnęłam się. Mój wybór padł na płatki podgrzewane w mikrofali. Czekając, aż się podgrzeją, spojrzałam na widok za oknem. Latem przybija mnie słońce, jesienią deszcz, zimą śnieg, a na wiosnę to, że świeci słońce, a mimo to jest zimno. Człowiekowi się nie dogodzi, zawsze będzie jakiś powód do narzekania. Moim zmartwieniem było przejście między latem a jesienią. Wszystko pogrążyło się w ciemności, a na ziemi leżało błoto. Pogoda w Moonlight była po prostu okropna, dziwna i dokuczliwa. Może podobna do mieszkańców. Miałam wrażenie, że tutaj wcale nie ma słońca, że każdy dzień jest pochmurniejszy od poprzedniego, a to z kolei odbierało chęć do życia.
 Po śniadaniu umyłam po sobie naczynia i poleciałam się ubrać, bo dochodziła już dziesiąta. Do mojego pokoju weszła Tia.
- Hej. I jak po wycieczce? - zapytała, uśmiechając się przyjaźnie.
- Trochę się nie wyspałam. 
- Rozpakowałaś się?
Spojrzałam na walizkę stojącą przy mojej szafie i było mi trochę głupio, że wciąż jej nie ruszyłam.
- Och, chcesz, żebym Ci pomogła?
- Nie, nie trzeba. Dam radę - odparłam, starając się wypaść jak najbardziej wiarygodnie. - Tiana, a co z pogrzebem moich rodziców?
Kobieta wydała się trochę zakłopotana moim pytaniem, jednak szybko odzyskała fason.
- Em, ciągle się pytam, ale mówią, że cały czas próbują dojść, co konkretnie się wydarzyło. To nie był zwykły wypadek, a z tego, co słyszę, jakiś czas to jeszcze potrwa. Nie martw się dziecko, kiedy tylko będę wiedzieć cokolwiek, Ty też się dowiesz.
- Okey. Mogę wyjść niedługo z domu? Umówiłam się z kimś.
Tia znów była zaskoczona. Widocznie tego dnia zaskoczeniom miało nie być końca. Przytaknęła i wyszła. Ja natomiast zabrałam się za porządkowanie rzeczy w pokoju i rozpakowywanie walizki. Po swojej mamie odziedziczyłam skłonność do sprzątania, kiedy się denerwowałam. Może nie robiłam tego tak dokładnie, jak ona, ale przynajmniej robiłam. Układając rzeczy w szafie i wynosząc ciuchy do prania, wciąż układałam sobie w głowie wszystko to, co usłyszałam poprzedniego wieczoru. Wyobrażałam sobie, czego jeszcze mogę się dowiedzieć od Robina. 
Kiedy nadeszła pora, zjadłam jeszcze jogurt przed wyjściem, ubrałam się ciepło i pożegnałam z Tianą. Szłam w stronę wielkiego lasu, tam, gdzie wczoraj zniknął Robin. Krok za krokiem byłam bliżej celu, czułam to. Drzewa robiły się coraz wyższe i pomyślałam, że wyglądają jak strażnicy strzegący wejścia do jakiegoś ważnego miejsca. Jakby w środku zamknięto tajemnicę.