Wstałam dość wcześnie. Nie chciało mi się nic robić. Walizki czekały spakowane, a ja zwlokłam się do łazienki i przygotowałam na dzisiejszy dzień. Podróże z reguły są dość męczące, ale to nie miało tym razem znaczenia. Była to jakoby ostatnia podróż. Ubrałam się w białą bluzkę z długim rękawem, ciemne jeansy i jasne adidasy. Mam błękitne oczy, dlatego też bluzy posiadam tylko w odcieniach lazurowego. Poza tym w okolicach Moonlight bardzo często jest zimno, nawet w okresie letnim. Kurtki spakowałam do walizek, ponieważ nie sądziłam, że będą mi potrzebne.
Zerknęłam na zegarek i doznałam szoku. Była dziewiąta. Nic jeszcze nie jadłam, więc czym prędzej wyjęłam z lodówki jakieś ciasto niedawno zrobione przez mamę. Właściwie to jem coś zrobionego przez nią ostatni raz. Ta myśl doprowadziła mnie do łez, jednak tylko na chwilę. Szybko zjadłam jabłecznik i zniosłam walizki na dół. Już wystawiałem je na ganek, gdy podjechało czarne audi A5. No tak, moja nowa opiekunka zapewne została poinformowana, gdzie mieszkam. Ujrzałam, jak z auta wysiada wysoka kobieta o ciemnobrązowych włosach i piwnych oczach. Była ubrana elegancko, a jej poruszanie się świadczyło o tym, że ma klasę. Podeszła i widziałam, że trochę niezręcznie było jej się odezwać.
- Witaj. Ty jesteś Kamma, tak? - i jakby nie czekając, czy potwierdzę czy nie, uścisnęła mnie ciepło. Zdziwiła mnie tym. - Tiana Street.
Potem pomogła mi z walizkami, a mnie wpakowała na przednie siedzenie do swojego auta. Wiedziała, że dość trudno będzie nawiązać konwersację, toteż w tle zaczęła grać muzyka z radia.
- To gdzie Cię zawieść? - zażartowała Tia. Nie wiem dlaczego, ale przypominała w tym tatę. No cóż, może to u nich rodzinne, chociaż ja nie potrafiłam żartować w tamtym momencie.
- Mnie to obojętne - nie byłam w nastroju na takie zabawy.
- No dobrze. W takim razie musisz się zadowolić moim domem na przedmieściach "dziury zabitej dechami" - zachichotała. Wiedziałam, że chce mi dodać otuchy, jakoś mnie rozweselić i nie miałam jej tego za złe, ale w tamtej chwili nie czułam się na to gotowa. - Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Pokój już masz, tylko jest mocno zakurzony. Ale poradzimy sobie - zacisnęła swoją dłoń na mojej, a po chwili wróciła do prowadzenia. - Dowiedziałam się dopiero wczoraj, więc miałam mało czasu na przygotowania.
- Nie chciałabym robić problemów - mruknęłam.
- Kochana, to żaden problem. Szczerze mówiąc, mało znałam twojego ojca i zbytnio się nie lubiliśmy. Pamiętam, jak na urodzinach babci wsadził mi głowę w tort czekoladowy... - mina nieco jej zrzedła na to wspomnienie.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Ale nie pozostałam dłużna. Wylałam na niego misę z ponczem. W konsekwencji musieliśmy siedzieć zamknięci w osobnych pokojach do końca zabawy. Wtedy to rodzina się zjeżdżała, a teraz to już nie to samo. Sama rozumiesz.
Przytaknęłam. Rodzinka. Ponoć, kiedy umarli dziadkowie wszystko się rozleciało. Jakoś trudno było mi mówić więcej. Z każdą chwilą robiło się coraz bardziej pochmurno, a przecież było lato. Zauważyłam, że ogrzewanie jest wyłączone, więc powoli zaczęłam się zastanawiać nad kurtkami w walizkach. Trzeba będzie którąś ubrać, bo nagle słońce zaszło za ciemne chmury. Przyzwyczaiłam się do ciepłego lata, ale lubiłam deszcz. Najwidoczniej w takich warunkach będę musiała spędzić ostatnie dwa lata mojej niepełnoletności.
Wreszcie około godziny czternastej, bo zajechałyśmy jeszcze o jakiegoś fast fooda, dotarłam do mojego nowego domu. Wstrząsu nie dostałam, bo to tylko piętrowy dom, z czego poddasze było chyba zamknięte. Poza tym na parterze mieścił się salon, pokój, kuchnia i łazienka należące do Tiany. Na piętrze zaś były dwa pokoje i każdy z nich posiadał własną łazienkę, co bardzo mnie zdziwiło. Jeden z pokoi z pewnością został zaprojektowany dla pary, drugi zaś był jednoosobowy i widok z okna wychodził tam na las. I to był mój pokój.
Po lewej od wejścia stała szafa ciągnąca się do przeciwległej ściany. Po prawej stało łóżko postawione bokiem do ściany, a zagłówek był przy prawej ścianie. Przy nim stała szafka nocna. Naprzeciw od wejścia mieściło się biurko, nad którym było okno. Widziałam z niego skraj lasu za domem. Również na prawej ścianie, bliżej tej przeciwległej, zobaczyłam drzwi prowadzące do łazienki. I tak jak mój pokój był urządzony w odcieniach lawendy, tak łazienka z kabiną, umywalką, toaletą i lustrem przypominała sterylne, białe pomieszczenie. Ale wszystko ukurzone. Więc to ten bałagan, o którym mówiła Tiana.
Podsumowując, miałam swój pokój i nie mogłam narzekać, żeby był ciasny. Tylko wyłożony panelami. Wolałabym wykładzinę, ale dom nie był moją własnością i wiedziałam, że nie wypada tak narzekać, będąc gościem. Wymuszonym gościem. Tiana wcale nie musiała mnie przygarniać, a skoro to zrobiła, muszę być jej wdzięczna.
Również ku mojemu niezadowoleniu nie było tu psa czy kota. Mój pies zmarł trzy lata wcześniej ze starości, a towarzyszył mi od dziecka. Tęskniłam za nim, ale rodzice nie zgodzili się na kolejnego psa. Twierdzili, że to ich dużo kosztuje, że zwierzak zostawia sierść i to tylko obowiązki. Nie traktowali zwierząt jak członków rodziny, w przeciwieństwie do mnie.
- Nie ma tu jeszcze Twoich ciuchów, kosmetyków, sprzętu. No wiesz jak to nastolatki. Ale wszystkim się zajmiemy. A jakbyś czegoś potrzebowała, mów od razu, nie krępuj się - mówiła, wchodząc do pokoju z dwoma walizkami. Ja miałam w rękach kolejne dwie.
Pokiwałam głową i zaczęłam rozpakowywanie. Żal mi było, że nie mogłam przywieść całego swojego domu tutaj. Choć z drugiej strony to dobrze, że zmieniałam otoczenie. Podobno to pomaga, gdy odejdzie ktoś bliski. Gdy skończyłam rozpakowywanie, była już szesnasta. Zeszłam na dół, by pomóc Tianie przy kolacji, którą zjadłam w jej towarzystwie. Ustaliłyśmy, że jutro pomoże mi załatwić wszystkie formalności związane z moim przybyciem tu. Zaskoczyło mnie, że specjalnie wzięła sobie urlop, aby się mną zaopiekować. Uznała, iż będę musiała ją znosić do końca pierwszego tygodnia szkoły. Ale skąd wzięła trzy tygodnie urlopu? Okazało się, że pracuje w lokalnym szpitalu jako pediatra, a ma zaległe dni do odebrania. I tak nie wykorzystywała wszystkiego. Widziałam, że lubi swoją pracę, ale, jak sama stwierdziła, odpoczynek jej nie zaszkodzi. Chociaż sądząc po tym, że nie miała męża ani dzieci, wydawało mi się mało prawdopodobnym, by często miała urlop. Wyglądała na typową kobietę, która dąży do sukcesów zawodowych.
Po tak wczesnej kolacji rozmawiałyśmy jeszcze długo. Tiana opowiadała mi różne historie z pracy i z dzieciństwa, kiedy jeszcze widywała się z moim ojcem. Ja także dużo mówiłam, a potem płakałam i wycierałam oczy w rękawy bluzki. O osiemnastej posprzątałyśmy, a ja postanowiłam zabrać się za odkurzanie pokoju, który, jak się okazało podczas rozmowy, należał kiedyś do mojej opiekunki. Kiedy skończyłam, postanowiłam zadzwonić do Very. Obiecałam, że skontaktuje się z nią, toteż złapałam za telefon i wybrałam jej numer.
- Halo? - odezwała się, gdy ja już siadałam na łóżku.
- No hej Vera.
- O heeej. No i jak tam mała? Opowiadaj.
- Okej, okej. Jestem już u tej kuzynki taty, ale mam do niej mówić po imieniu. Dom jest genialny i szczerze powiem, że nie jest tak źle, jak to sobie wyobrażałam. Nie wali się na głowę jak w wizjach Twoich sms-ów. Jutro idę załatwiać wszystkie sprawy związane... - zacięłam się. - No wiesz.
- Tak, tak, jasne.
- Spoko - odezwał się inny głos ze słuchawki i już rozpoznałam Michaela.
- Cześć Michael. Cześć chłopaki - powiedziałam lekko zbulwersowana, a jednocześnie uśmiechnęłam się, że wciąż są przy mnie.
-Siema! - rozległ się chórek po drugiej stronie połączenia.
- Tak czy siak... Za jakiś czas będę zmuszona znaleźć sobie nowych przyjaciół. Nowa szkoła, ludzie... Klimat! - warknęłam w słuchawkę.
- Ojojoj, czyżby ciągle padało? - zapytał Michael z ironią.
- Pewnie jest tak ciemno, że nie widzisz światła na suficie - zaśmiał się jeden z chłopaków.
- Cicho tam - wredne odzywki w stronę chłopaków nie były moją mocną stroną. - Szkoda, że nie ma Cię tu, Vera. Chyba będę musiała znaleźć nowe towarzystwo.
-Osz Ty wredna. No patrzcie chłopaki, wystawiła nas. Obrażamy się, co nie? - usłyszałam tylko głos Veronici. - Dobra, my się już powoli zbieramy, bo zaraz idziemy... na imprezę.
-Miłej zabawy - pożegnałam się i rozłączyłam.
Uwielbiali imprezować. Ja też. Na każdej zabawie szkolnej robiłam furorę swoimi umiejętnościami tanecznymi odziedziczonymi po tacie. Wszyscy mówili, że jestem do niego podobna z wyglądu, ale charakter i ruchy mam jak mama. Westchnęłam i weszłam na wszystkie media społecznościowe. Postanowiłam usunąć się ze wszystkich, prócz Facebooka. Najwidoczniej już rozeszła się wiadomość o śmierci moich rodziców. Dostałam bardzo dużo kondolencji, pytań w stylu "czy to prawda?", które głównie pochodziły od znajomych moich i moich rodziców. Siedziałam i pisałam z nimi bardzo długo. Nim się obejrzałam, była dwudziesta pierwsza. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Trochę bolała mnie głowa. Wiedziałam, że najtrudniej będzie z początkiem roku szkolnego i była to druga rzecz, którą wtedy się przejmowałam. Pierwszą oczywiście był brak moich rodziców.
- Dobranoc mamo, dobranoc tato - spojrzałam na zdjęcie, które ustawiłam na nocnej szafce. To samo, które zabrałam z domu. Potem zgasiłam lampkę i leżałam, czekając na sen.
<33
OdpowiedzUsuń