Nerayla założyła nogę na nogę, a uśmiech nie znikał jej z ust. Trudno mi było powiedzieć, czy uśmiecha się szczerze, czy jest to typowy wyraz twarzy, jaki kierowała do właścicieli zwierząt, które leczyła. Za to mój uśmiech musiał być nerwowy, czego nie dało się ukryć.
- No dobrze, więc powiesz mi teraz trochę o sobie. Czy ostatnio miałaś jakieś problemy ze spaniem?
- I tak i nie... Chociaż bardziej tak - od przybycia do Moonlight źle sypiałam prawie cały czas.
- Drażliwość?
- Trochę.
- Realistyczne sny?
- Bardzo.
- Lunatykowanie?
- Nie, jeszcze nie.
- Jeszcze? - dopytała zaciekawiona.
- Pewnie pojawi się w niedługim czasie.
Nie wiedziałam, dlaczego mnie tak przepytuje, jakbym była pacjentem, który potrzebuje leczenia. Założyłam, że to podstęp Robina, żeby mi udowodnić, że nie zwariowałam.
- Słyszysz głosy?
- Nie.
- Ile godzin spałaś?
- Nie liczyłam.
- Ostatnia noc?
- Co to ma do rzeczy? - zapytałam wreszcie, ignorując jej pytanie.
Kobieta milczała jak zaklęta. Przyglądając się jej, stwierdziłam, że jest odrobinę podobna do swoich podopiecznych, ale nie z wyglądu. Jej gesty i spojrzenia mówiły to za nią. Westchnęłam zrezygnowana, bo wiedziałam, że nie uzyskam odpowiedzi.
- Jesteś w szoku, zestresowana i niewyspana. Przytłacza Cię nowa sytuacja, w której się znalazłaś. Potrzeba Ci dużo czasu i odpoczynku, a poza tym zaleciałbym terapię ze zwierzętami, ale to już masz - zaśmiała się.
Do salonu wrócił Robin wraz z Lunem, który niósł tacę. Znajdowały się na niej dwie porcelanowe, bogato zdobione filiżanki ze spodeczkami, dwie srebrne łyżeczki, srebrny dzbanek z gorącą herbatą i srebrna cukiernica. Młodszy brat położył to wszystko na blacie i idąc w ślady Alfy, usiadł na kanapie po drugiej stronie stolika.
- I co, opinia wystawiona?
- Otóż tak. Ta biedna dziewczyna jest przez was wykończona - odpowiedziała Nerayla, biorąc herbatę do ręki.
- Przez nas?! - warknął Robin.
- Musicie ją lepiej chro.. - zaczęła Ney, jednak jej przerwano.
- Nic nie musimy, najwyżej możemy.
Czarownica tylko westchnęła z politowaniem i napiła się z filiżanki. Poszłam w jej ślady, ale jeszcze wcześniej posłodziłam swoją herbatę. Cisza, która zapadła, była przytłaczająca. Zastanawiałam się, jak ona może znosić taką zniewagę wobec swojej osoby.
- Bez przesady. Nie zrobiłem nic złego - powiedział Robin i zorientowałam się, że znów czytał mi w myślach.
- Przestań to robić - spiorunowałam go wzrokiem, ale moje starania jak zwykle spełzły na niczym. Uśmiechnął się złośliwie, a ja poczułam, że siedzi w mojej głowie jeszcze bardziej.
- Wiesz, jak to jest, jak z kimś gadasz i wiesz wszystko albo wiesz, że Cię okłamuje, a i tak przytakujesz i zadajesz mnóstwo głupich pytań, na które znasz odpowiedź? - zapytał nagle Luno. Żałowałam, że to on nie jest Alfą. Na pewno sprawdziłby się lepiej od swojego starszego brata. Z nim przynajmniej można było się dogadać.
- Luno, zamknij się - oczy Robina zmieniły barwę na złotożółte.
Luno natychmiast zwrócił na niego uwagę. Wyglądało to tak, jakby się przestraszył. Zrobiło mi się go żal. Nie mogłam tego tolerować.
- Przestań mu rozkazywać - fuknęłam na Alfę i odstawiłam herbatę. - Miło było poznać pani Night. Cześć Luno.
Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Mijając kanapę, na której siedział Robin, obdarzyłam go nienawistnym spojrzeniem. Zachowywałam się jak mała dziewczynka, ale było mi z tym dobrze. Wkładałam buty, kiedy tuż obok pojawił się powód, dla którego postanowiłam opuścić budynek.
- Sorry, to nie tak miało wyjść.
- A jak? To w końcu kto tu próbuje zrobić ze mnie wariatkę? I jeszcze nie szanujesz mojej prywatności. Traktujesz innych jak śmiecie.
- Przesadzasz - przerwał mi. - A poza tym przeprosiłem.
- Ty chyba nie wiesz, na czym polegają przeprosiny. Przecież nie masz zamiaru się zmienić - syknęłam i wyciągnęłam z kieszeni kurtki rękawiczki.
- No dobra, to nie był najlepszy pomysł. Po prostu daj się odprowadzić.
Nie odzywałam się, a skoro nie zaprotestowałam, to to była twierdząca odpowiedź. Robin również zaczął się ubierać. Kiedy wyszliśmy na dwór, poczułam chłód na skórze.
- Nie chcę wracać do domu - przyznałam niechętnie.
Może przez fakt, że byłam na wycieczce, a może dlatego, że znudziło mi się siedzenie w pokoju i płakanie, chciałam pobyć na dworze. Pójść gdzieś, zobaczyć jakieś miejsce, bo w gruncie rzeczy w ogóle nie znałam okolicy. Wtedy akurat nie padał deszcz, więc idealnie się złożyło. Kiedy jeszcze mieszkałam w Emount, po poważnych sprzeczkach z rodzicami szłam na spacer. W tamtej chwili pomyślałam, że to wszystko było głupie. Oddałabym duszę, żeby rodzice wrócili. Jak mogłam być tak złym dzieckiem i kłócić się z nimi o jakieś bzdury. Okazało się, że każda minuta spędzona z bliskimi jest ważna.
- No to się przejdziemy.
Chłopak zaczął iść w stronę przeciwną do tej, którą przybyliśmy. Ja szłam tuż obok. Skoro byłam na niego skazana, to chociaż mogłam produktywnie spędzić czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz