Kiedy zamykałam drzwi za Alison, poczułam się zmęczona. Pogoda, która panowała w Moonlight sprawiała, że miałam ochotę przespać w łóżku cały dzień. Fatalna sprawa. Postanowiłam przespać się pół godziny. Zawsze obiecywałam sobie, że to będzie tylko trzydzieści minut i budziłam się dwie godziny później. Tak było i tym razem.
Gdy otworzyłam oczy, za oknem było już ciemno. Usiadłam i przeciągnęłam się. Chciałam wynieść kubki i talerze, które zostały po rozmowie z Alison, jednak coś mnie zaniepokoiło. Krzesło obrotowe przy biurku było odwrócone tyłem i ktoś na nim siedział. Słyszałam, z jaką szybkością biło mi serce w tamtej chwili. Byłam pewna, że osoba, która znalazła się w pokoju, też słyszała. Kiedy krzesło odwróciło się w moją stronę, odetchnęłam.
- Wybacz, wystraszyłem Cię - Luno uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
- Nic..nic nie szkodzi - skłamałam. - Tylko bądźmy cicho. Nie chcę, żeby Tiana uznała mnie za wariatkę gadającą do siebie - chłopak pokiwał głową. - Co tu właściwie robisz?
- Teraz moja kolej pilnowania Cię - wyjaśnił, jakby to było całkiem normalne.
- Słucham? O czym Ty mówisz?
- Alfa kazał mi Cię pilnować, od kiedy Alison wyszła.
Przez chwilę zastanawiałam się, o co chodzi. Więc jednak nie dość, że Robin uważał mnie za niezdolną do przekazywania jakichkolwiek informacji, to jeszcze posyłał za mną niańkę. Po prostu cudownie.
- Nie chcę być niemiła, ale teraz wrócisz do swojego brata w podskokach i powiesz mu, że nie życzę sobie opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić - powiedział po chwili, spoglądając na podłogę.
Pogrążony w ciemności pokój nadawał całej sytuacji szczyptę grozy, przez co Luno nie wydawał mi się już tym samym, uśmiechniętym chłopakiem z sercem na dłoni. Jego jasnozielone oczy wyróżniały się na tle bladej skóry i siwych włosów. Pomyślałam, że różni się od swoich braci nie tylko dlatego, że nie uśmiecha się szyderczo, ale również z wyglądu. Pozostała czwórka miała ciemne tęczówki oraz włosy i mimo pogody nie wydawali się chorobliwie bladzi.
- Niby dlaczego? - zapytałam, nie ukrywając irytacji.
- Tylko Alfa może mnie oddalić - pomimo mojej narastającej złości, on pozostawał spokojny.
- A Ty co? Pies? - pożałowałam swoich słów w momencie, w którym je wymówiłam. - Och, Luno, przepraszam.
- W porządku - tym razem on skłamał. Wciąż nie patrzył mi w oczy. Nie chciałam go urazić, ale wyszło jak zwykle. - Może nie pies, ale jestem Omegą. Przyzwyczaiłem się do tego, że mi dogryzają.
- Omegą?
- Omega to ranga w watasze. Niezbyt wysoka, najniższa właściwie.
Zmiana tematu okazała się właściwym wyjściem dla nas obojga. Skoro Luno musiał tu ze mną być, to przynajmniej mogłam się dowiedzieć czegoś ciekawego.
- Rozumiem. Czyli to z tą hierarchią, to tak na poważnie? Twoi bracia też mają swoje rangi?
- Mhm. Gary jest Betą, Shery Gammą, a Pablo Deltą.
Pokiwałam głową. Dopiero zaczęłam dostrzegać, ilu rzeczy nie wiem i ile będę musiała się dowiedzieć lub nauczyć, skoro właśnie poznałam całkiem nowy świat.
- Ale jest więcej podziałów prawda? W sensie, jeśli chodzi o demony i wszystkie inne stwory.
- Tak - odpowiedział nieco ożywiony i tym razem spojrzał na mnie. Po chwili przysiadł się, co zapowiadało ciekawą rozmowę. - Tylko ja się na tym za bardzo nie znam. Shery jest ekspertem. Ale gdybyś kiedyś zgłodniała, to możesz spróbować moich wypieków.
- Pieczesz ciasta? - zdziwiłam się. Powiedziałam to trochę za głośno, toteż przez chwilę siedzieliśmy w bezruchu i wpatrywaliśmy się w drzwi do pokoju.
- Tiana śpi. A ja...No, głupio się przyznać, ale lubię być w kuchni. To mi przypomina o moim dawnym życiu.
- A co wtedy robiłeś?
- Nie powinienem Ci o tym mówić. Chłopaki mówią, że jestem zbyt sentymentalny - skrzywił się, jakby zrobił coś, czego nie powinien. - Ale wiesz, kiedyś też byłym zwykłym człowiekiem. Mój ojciec miał posadę kuchmistrza w zamku i codziennie zabierał mnie ze sobą. Nauczyłem się od niego wszystkiego. Najfajniej było przed świętami albo przyjęciami. Musieliśmy szykować górę jedzenia dla wszystkich. Na zamku...to dopiero było życie - dokończył podekscytowany i znów się uśmiechał.
- Czekaj, mieszkaliście na zamku?
Nie przypominałam sobie, aby Robin o tym wspomniał. Owszem, mówił, że jego matką była królowa, ale niczego więcej na ten temat nie opowiadał.
- Na terenie zamku - poprawił się. - W pokojach dla służby. Ale to tylko ja, bo na przykład Pablo wychował się w sierocińcu.
- Serio?
Było mi głupio, bo wysłuchiwałam historii, która być może nie powinna nigdy trafić do moich uszu. Mimo wszystko moja ciekawość popychała mnie do dalszych pytań.
- No. Był takim typem, który wszystkimi rządził i uważał, że nikt mu nie podskoczy. Do czasu, aż nie spotkał chłopaków. Odkrył ich tajemnicę i Robin chciał go zabić, ale ostatecznie zrobił go jednym z nich. Ja dołączyłem na końcu.
- A reszta? Shery, Gary? - zapytałam, podsuwając się do ściany i kładąc nogi na łóżku.
- Długa historia. Shery miał zostać rycerzem, jak jego ojciec, ale nie ciągnęło go do miecza. Jego matka tak się zamartwiała, że umarła z żalu. Tak powiedział mu jego ojciec, ale potem Shery dowiedział się, że została otruta. I wtedy postanowił zostać medykiem. No wiesz, bycie rycerzem wcale nie jest takie fajne. Więc kiedy znalazł już mistrza, który go uczył, zostali wezwani na zamek. I zgadnij do kogo?
- Do któregoś z was? - taka odpowiedź była dużo trafniejsza niż wymienianie któregokolwiek z jego braci.
- Kiedy Gary został przemieniony jako pierwszy, nie znosił tego najlepiej. Podobno nie zmieniał się w wilka. Nikt nie potrafił go wyleczyć. Robin wtajemniczył Shery'ego, żeby wyleczył Gary'ego. A on znalazł sposób. Nie wiem jaki, chociaż mnie też to zrobili i wymazali pamięć na wszelki wypadek. Myślę, że to dlatego, że bolało. W każdym razie działało i Shery już z nimi został - po tych słowach Luno zamilkł na chwilę i wyglądało na to, że nad czymś się zastanawia. - Tylko nie mów chłopakom, że Ci to wszystko opowiadałem.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego. Oprócz wspólnego wroga, nic tak nie łączyło, jak tajemnice. Zresztą Luno był chyba jedynym z całej piątki, z którym mogłam się zaprzyjaźnić. Jakoś nie wyobrażałam sobie podobnej rozmowy choćby z Garym, o którym przeczuwałam, że zaraz dowiem się więcej.
- Gary...miał przechlapane od początku. Mając trzy lata, został sprzedany przez rodziców, którzy byli kupcami, a bardziej złodziejami. Trafił do królewskiego garbarza. Dzień później rodziców powieszono za próbę okradnięcia zamkowego skarbca. A on sam...nie był traktowany najlepiej. Zanim stał się wilkiem, zarobił kilka blizn. Raz tak dostał, że uciekł do lasu, a las wtedy uchodził za nawiedzony. No wiesz, z powodu Robina i tych bestii, które ściągały do grodu, żeby się z nim...
- A Robin? - przerwałam mu nagle.
Luno popatrzył na mnie nieco zmieszany. Wiedziałam, że unikał opowiadania o Alfie, ale nie mogłabym tego przepuścić. Poza tym mój nowy informator mówił z taką pasją, jakby opowiadał mi najwspanialsze stare dzieje. Słuchanie tego i świadomość, że wydarzyło się naprawdę, wywoływała u mnie ekscytację podobną do tej, którą czuje małe dziecko, gdy czyta mu się jego ulubioną bajkę. Po chwili milczenia, chłopak zaczął mówić.
- Demon zadbał, żeby urodził się w dobrych warunkach. Robin uchodził za syna króla i oczekiwano, że królem zostanie. Kiedy miał kilka lat, królowa umarła, a król zaczął brać sobie nowe kochanki i koniec końców obaj się znienawidzili. Robin całe dnie spędzał w lesie, nie interesując się sprawami państwa. I po prawdzie był najgorszym królewiczem, jakiego mogliśmy mieć. W końcu co to za władca, którego nie interesuje swe królestwo - zaśmiał się Luno, a ja razem z nim.
- Może wystarczy tych opowiastek? - usłyszeliśmy nagle znajomy głos.
Odwróciłam głowę w stronę wejścia do mojej łazienki. O drzwi opierał się nie kto inny jak bohater historii opowiadanej przez Luna. Minę miał taką, jakby chciał zabić brata. Ja cała zadrżałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy się tam pojawił. Ciekawe jak długo nas podsłuchiwał?
- Wypadasz, młody - warknął Robin, a Luno posłusznie wstał i popatrzył na mnie przepraszająco.
- No to cześć - pożegnał się ze mną i wyskoczył przez okno, które chwilę wcześniej otworzył. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
Po chwili okno samo się zamknęło, a ja zostałam sam na sam z Alfą. W moim pokoju wciąż było ciemno, bo postanowiłam nie zapalać światła. W tamtej chwili pomyślałam, że to błąd. Wciąż drżałam, jakby było mi zimno i nie mogłam tego powstrzymać. Trochę się denerwowałam.
- Ładnie to tak obgadywać ludzi? - zapytał Robin, stając przede mną z założonymi rękami na piersi. Wyglądał, jakby przyłapał mnie na gorącym uczynku. Co gorsza, ja też czułam, że zrobiłam coś złego.
- To były tylko fakty - obruszyłam się.
- Zwłaszcza ten kawałek o najgorszym królewiczu - chyba oczekiwał, że odpowiem, ale siedziałam cicho. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić i stwarzać Lunowi problemów. I tak już je miał. - Masz więcej z nim o tym nie rozmawiać. W ogóle z nikim. Ciesz się, że nie usunąłem Ci pamięci.
- Jesteś okropny. Nie dziwię się, że uważali Cię za najgorszego.
- Mów sobie co chcesz. Mnie nie sprowokujesz do gadania - warknął i nagle jego oczy zmieniły barwę na złotożółte.
Wstałam z łóżka. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Nie mogłam się odezwać, chociaż próbowałam krzyczeć i szarpać się. Szybko zrozumiałam, że kieruje moim ciałem. Zrobiłam sobie kolację. Dzisiejszy dzień obył się bez fast-foodów. Zjadłam oglądając z Tianą jakiś film. Moja twarz okazywała zainteresowanie, moje usta pozwalały rękom wkładać sobie jedzenie. Wszystko było tak naturalne, a jednocześnie tak mechaniczne. Kiedy wreszcie poczułam, że jestem wolna, pobiegłam do pokoju.
Ale Robin zniknął i tylko lampka na moim biurku była zapalona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz