Night Diamond Slide Glow Golden Feeling: stycznia 2014

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 25 2/2

Kiedy zamykałam drzwi za Alison, poczułam się zmęczona. Pogoda, która panowała w Moonlight sprawiała, że miałam ochotę przespać w łóżku cały dzień. Fatalna sprawa. Postanowiłam przespać się pół godziny. Zawsze obiecywałam sobie, że to będzie tylko trzydzieści minut i budziłam się dwie godziny później. Tak było i tym razem. 
Gdy otworzyłam oczy, za oknem było już ciemno. Usiadłam i przeciągnęłam się. Chciałam wynieść kubki i talerze, które zostały po rozmowie z Alison, jednak coś mnie zaniepokoiło. Krzesło obrotowe przy biurku było odwrócone tyłem i ktoś na nim siedział. Słyszałam, z jaką szybkością biło mi serce w tamtej chwili. Byłam pewna, że osoba, która znalazła się w pokoju, też słyszała. Kiedy krzesło odwróciło się w moją stronę, odetchnęłam.
- Wybacz, wystraszyłem Cię - Luno uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
- Nic..nic nie szkodzi - skłamałam. - Tylko bądźmy cicho. Nie chcę, żeby Tiana uznała mnie za wariatkę gadającą do siebie - chłopak pokiwał głową. - Co tu właściwie robisz?
- Teraz moja kolej pilnowania Cię - wyjaśnił, jakby to było całkiem normalne.
- Słucham? O czym Ty mówisz?
- Alfa kazał mi Cię pilnować, od kiedy Alison wyszła.
Przez chwilę zastanawiałam się, o co chodzi. Więc jednak nie dość, że Robin uważał mnie za niezdolną do przekazywania jakichkolwiek informacji, to jeszcze posyłał za mną niańkę. Po prostu cudownie.
- Nie chcę być niemiła, ale teraz wrócisz do swojego brata w podskokach i powiesz mu, że nie życzę sobie opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić - powiedział po chwili, spoglądając na podłogę.
Pogrążony w ciemności pokój nadawał całej sytuacji szczyptę grozy, przez co Luno nie wydawał mi się już tym samym, uśmiechniętym chłopakiem z sercem na dłoni. Jego jasnozielone oczy wyróżniały się na tle bladej skóry i siwych włosów. Pomyślałam, że różni się od swoich braci nie tylko dlatego, że nie uśmiecha się szyderczo, ale również z wyglądu. Pozostała czwórka miała ciemne tęczówki oraz włosy i mimo pogody nie wydawali się chorobliwie bladzi.
- Niby dlaczego? - zapytałam, nie ukrywając irytacji.
- Tylko Alfa może mnie oddalić - pomimo mojej narastającej złości, on pozostawał spokojny.
- A Ty co? Pies? - pożałowałam swoich słów w momencie, w którym je wymówiłam. - Och, Luno, przepraszam.
- W porządku - tym razem on skłamał. Wciąż nie patrzył mi w oczy. Nie chciałam go urazić, ale wyszło jak zwykle. - Może nie pies, ale jestem Omegą. Przyzwyczaiłem się do tego, że mi dogryzają.
- Omegą?
- Omega to ranga w watasze. Niezbyt wysoka, najniższa właściwie.
Zmiana tematu okazała się właściwym wyjściem dla nas obojga. Skoro Luno musiał tu ze mną być, to przynajmniej mogłam się dowiedzieć czegoś ciekawego. 
- Rozumiem. Czyli to z tą hierarchią, to tak na poważnie? Twoi bracia też mają swoje rangi?
- Mhm. Gary jest Betą, Shery Gammą, a Pablo Deltą.
Pokiwałam głową. Dopiero zaczęłam dostrzegać, ilu rzeczy nie wiem i ile będę musiała się dowiedzieć lub nauczyć, skoro właśnie poznałam całkiem nowy świat.
- Ale jest więcej podziałów prawda? W sensie, jeśli chodzi o demony i wszystkie inne stwory.
- Tak - odpowiedział nieco ożywiony i tym razem spojrzał na mnie. Po chwili przysiadł się, co zapowiadało ciekawą rozmowę. - Tylko ja się na tym za bardzo nie znam. Shery jest ekspertem. Ale gdybyś kiedyś zgłodniała, to możesz spróbować moich wypieków.
- Pieczesz ciasta? - zdziwiłam się. Powiedziałam to trochę za głośno, toteż przez chwilę siedzieliśmy w bezruchu i wpatrywaliśmy się w drzwi do pokoju.
- Tiana śpi. A ja...No, głupio się przyznać, ale lubię być w kuchni. To mi przypomina o moim dawnym życiu.
- A co wtedy robiłeś?
- Nie powinienem Ci o tym mówić. Chłopaki mówią, że jestem zbyt sentymentalny - skrzywił się, jakby zrobił coś, czego nie powinien. - Ale wiesz, kiedyś też byłym zwykłym człowiekiem. Mój ojciec miał posadę kuchmistrza w zamku i codziennie zabierał mnie ze sobą. Nauczyłem się od niego wszystkiego. Najfajniej było przed świętami albo przyjęciami. Musieliśmy szykować górę jedzenia dla wszystkich. Na zamku...to dopiero było życie - dokończył podekscytowany i znów się uśmiechał.
- Czekaj, mieszkaliście na zamku?
Nie przypominałam sobie, aby Robin o tym wspomniał. Owszem, mówił, że jego matką była królowa, ale niczego więcej na ten temat nie opowiadał.
- Na terenie zamku - poprawił się. - W pokojach dla służby. Ale to tylko ja, bo na przykład Pablo wychował się w sierocińcu.
- Serio?
Było mi głupio, bo wysłuchiwałam historii, która być może nie powinna nigdy trafić do moich uszu. Mimo wszystko moja ciekawość popychała mnie do dalszych pytań.
- No. Był takim typem, który wszystkimi rządził i uważał, że nikt mu nie podskoczy. Do czasu, aż nie spotkał chłopaków. Odkrył ich tajemnicę i Robin chciał go zabić, ale ostatecznie zrobił go jednym z nich. Ja dołączyłem na końcu.
- A reszta? Shery, Gary? - zapytałam, podsuwając się do ściany i kładąc nogi na łóżku. 
- Długa historia. Shery miał zostać rycerzem, jak jego ojciec, ale nie ciągnęło go do miecza. Jego matka tak się zamartwiała, że umarła z żalu. Tak powiedział mu jego ojciec, ale potem Shery dowiedział się, że została otruta. I wtedy postanowił zostać medykiem. No wiesz, bycie rycerzem wcale nie jest takie fajne. Więc kiedy znalazł już mistrza, który go uczył, zostali wezwani na zamek. I zgadnij do kogo?
- Do któregoś z was? - taka odpowiedź była dużo trafniejsza niż wymienianie któregokolwiek z jego braci.
- Kiedy Gary został przemieniony jako pierwszy, nie znosił tego najlepiej. Podobno nie zmieniał się w wilka. Nikt nie potrafił go wyleczyć. Robin wtajemniczył Shery'ego, żeby wyleczył Gary'ego. A on znalazł sposób. Nie wiem jaki, chociaż mnie też to zrobili i wymazali pamięć na wszelki wypadek. Myślę, że to dlatego, że bolało. W każdym razie działało i Shery już z nimi został - po tych słowach Luno zamilkł na chwilę i wyglądało na to, że nad czymś się zastanawia. - Tylko nie mów chłopakom, że Ci to wszystko opowiadałem.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego. Oprócz wspólnego wroga, nic tak nie łączyło, jak tajemnice. Zresztą Luno był chyba jedynym z całej piątki, z którym mogłam się zaprzyjaźnić. Jakoś nie wyobrażałam sobie podobnej rozmowy choćby z Garym, o którym przeczuwałam, że zaraz dowiem się więcej.
- Gary...miał przechlapane od początku. Mając trzy lata, został sprzedany przez rodziców, którzy byli kupcami, a bardziej złodziejami. Trafił do królewskiego garbarza. Dzień później rodziców powieszono za próbę okradnięcia zamkowego skarbca. A on sam...nie był traktowany najlepiej. Zanim stał się wilkiem, zarobił kilka blizn. Raz tak dostał, że uciekł do lasu, a las wtedy uchodził za nawiedzony. No wiesz, z powodu Robina i tych bestii, które ściągały do grodu, żeby się z nim...
- A Robin? - przerwałam mu nagle. 
Luno popatrzył na mnie nieco zmieszany. Wiedziałam, że unikał opowiadania o Alfie, ale nie mogłabym tego przepuścić. Poza tym mój nowy informator mówił z taką pasją, jakby opowiadał mi najwspanialsze stare dzieje. Słuchanie tego i świadomość, że wydarzyło się naprawdę, wywoływała u mnie ekscytację podobną do tej, którą czuje małe dziecko, gdy czyta mu się jego ulubioną bajkę. Po chwili milczenia, chłopak zaczął mówić.
- Demon zadbał, żeby urodził się w dobrych warunkach. Robin uchodził za syna króla i oczekiwano, że królem zostanie. Kiedy miał kilka lat, królowa umarła, a król zaczął brać sobie nowe kochanki i koniec końców obaj się znienawidzili. Robin całe dnie spędzał w lesie, nie interesując się sprawami państwa. I po prawdzie był najgorszym królewiczem, jakiego mogliśmy mieć. W końcu co to za władca, którego nie interesuje swe królestwo - zaśmiał się Luno, a ja razem z nim. 
- Może wystarczy tych opowiastek? - usłyszeliśmy nagle znajomy głos.
Odwróciłam głowę w stronę wejścia do mojej łazienki. O drzwi opierał się nie kto inny jak bohater historii opowiadanej przez Luna. Minę miał taką, jakby chciał zabić brata. Ja cała zadrżałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy się tam pojawił. Ciekawe jak długo nas podsłuchiwał?
- Wypadasz, młody - warknął Robin, a Luno posłusznie wstał i popatrzył na mnie przepraszająco.
- No to cześć - pożegnał się ze mną i wyskoczył przez okno, które chwilę wcześniej otworzył. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć. 
Po chwili okno samo się zamknęło, a ja zostałam sam na sam z Alfą. W moim pokoju wciąż było ciemno, bo postanowiłam nie zapalać światła. W tamtej chwili pomyślałam, że to błąd. Wciąż drżałam, jakby było mi zimno i nie mogłam tego powstrzymać. Trochę się denerwowałam.
- Ładnie to tak obgadywać ludzi? - zapytał Robin, stając przede mną z założonymi rękami na piersi. Wyglądał, jakby przyłapał mnie na gorącym uczynku. Co gorsza, ja też czułam, że zrobiłam coś złego.
- To były tylko fakty - obruszyłam się. 
- Zwłaszcza ten kawałek o najgorszym królewiczu - chyba oczekiwał, że odpowiem, ale siedziałam cicho. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić i stwarzać Lunowi problemów. I tak już je miał. - Masz więcej z nim o tym nie rozmawiać. W ogóle z nikim. Ciesz się, że nie usunąłem Ci pamięci.
- Jesteś okropny. Nie dziwię się, że uważali Cię za najgorszego.
- Mów sobie co chcesz. Mnie nie sprowokujesz do gadania - warknął i nagle jego oczy zmieniły barwę na złotożółte.
Wstałam z łóżka. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Nie mogłam się odezwać, chociaż próbowałam krzyczeć i szarpać się. Szybko zrozumiałam, że kieruje moim ciałem. Zrobiłam sobie kolację. Dzisiejszy dzień obył się bez fast-foodów. Zjadłam oglądając z Tianą jakiś film. Moja twarz okazywała zainteresowanie, moje usta pozwalały rękom wkładać sobie jedzenie. Wszystko było tak naturalne, a jednocześnie tak mechaniczne. Kiedy wreszcie poczułam, że jestem wolna, pobiegłam do pokoju.
Ale Robin zniknął i tylko lampka na moim biurku była zapalona.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 25 1/2

Drzwi do mojego pokoju szybko się otworzyły. Alison weszła jak do siebie i zajęła miejsce na fotelu. Cat, Mike i Regulus usiedli na łóżku. Tylko ja stałam jak głupia i czułam, że za chwilę będę im opowiadać o wszystkim, co było bardzo żenujące. Takie wystąpienia zawsze wiązały się ze stresem i nie udało mi się tego przezwyciężyć. 
- No więc? Co chcielibyście wiedzieć? - zapytałam, chcąc przedłużyć chwilę, w której to wszystko z siebie wyrzucę.
- Mnie tam powiedział Shery - wyjaśniła szybko Alison.
- Mi Pablo - powiedział Regulus.
- Mi też! - dodał Mike, patrząc na swojego kolegę.
- A mi Luno - Cat chyba jako jedyna była zadowolona z zaistniałej sytuacji.
Ja osłupiałam. Przecież Robin powiedział, że o wszystkim będę musiała poinformować ich sama. Tymczasem sprawa została załatwiona. Dlaczego? Czyżby uznał, że nie sprostam temu zadaniu? Niemniej uchroniło mnie to przed długimi wyjaśnieniami i odetchnęłam z ulgą.
- Więc po co tu tak naprawdę jesteśmy? - zapytałam, ale od razu zrozumiałam, że nie powinnam była tego robić. To nie ja miałam zadać to pytanie. Ja miałam na nie odpowiadać.
- Może Ty nam powiesz.
Nie poznawałam Alison. Po raz pierwszy nie patrzyła na wszystkich z góry, nie mówiła tak, jakby była królową świata. Zachowała pozory w gestach, ale gdy się odzywała, wiedziałam, że ostatnie wydarzenia nieco podburzyły jej odwagę. 
Po raz pierwszy też to ja byłam tą odważniejszą. Miałam świadomość, że coś mi grozi, że to ja tu jestem najbardziej...poszkodowana, a jednak nie odchodziłam od zmysłów.
- Musimy wiedzieć, co dalej zrobimy - powiedział Regulus, przewracając oczami, jakby to było oczywiste.
- My? Nic - i tym razem to moi rozmówcy zostali wprowadzeni w osłupienie. - Jesteśmy zagrożeni, ale to nie znaczy, że mamy coś robić.
Doszłam do tego wniosku szybciej, niż się spodziewałam. Bo co ja mogłam zrobić? Co oni mogli? Mogliśmy tylko liczyć, że Nightom uda się powstrzymać Maxa przed porwaniem i zrobieniem ze mnie żywego inkubatora. To była bolesna prawda.
- A co, może ta banda zwierzaków nam pomoże? Daj spokój, trzeba to zgłosić policji.
Nie wiedziałam dlaczego, ale nazwanie chłopców w ten sposób uraziło mnie. Nie pozwoliłabym Regulusowi na to, nawet gdyby nie fakt, że to od nich zależało moje życie.
- Po pierwsze, jak możesz tak o nich mówić, skoro jeszcze kilka dni temu spędziłeś noc w ich pokoju z własnej woli. A po drugie, jeśli chcesz to zgłosić, droga wolna. Gwarantuję, że szybciej znalazłbyś się w psychiatryku, niż ktokolwiek uwierzyłby w to, co byś powiedział.
Z każdym słowem utwierdzałam się w przekonaniu, że mam zadatki na przywódcę. A może to po prostu Robin tak na mnie zadziałał, iż chciałam wziąć sprawy w swoje ręce, mieć poczucie kontroli. 
Skoro jednak Regulus stwierdził, że są zwierzętami, oznaczało to, iż Pablo powiedział lub pokazał mu postać wilka. To również zdejmowało ze mnie obowiązek tłumaczenia moim przyjaciołom czegoś, czego sama nie rozumiałam, a mianowicie kim są nasi protektorzy. Moi.
Zapadła cisza, która tamtego dnia prześladowała mnie od rana. To było okropne, bo w takich momentach mogłam tylko westchnąć i łudzić się, że mogę cokolwiek poradzić. Zdawałam sobie sprawę ze swojej bezradności.
- Nie zbliżamy się do Maxa - powiedziałam wreszcie i oparłam się plecami o drzwi szafy.
- Nie uważacie, że warto by z nim pogadać?
- O czym Ty bredzisz, Cat?
- No - zawahała się dziewczyna i potarła końcówki swoich czerwonych włosów. - Może on nie jest wcale taki zły. Skąd pewność, że nas nie okłamano?
Cat miała rację. Przez chwilę nawet tak mi się wydawało, ale potem przypomniałam sobie, jak się zachował w lesie. Jak stwierdził, że mnie zabije, że wcale nie wyklucza takiej możliwości. W mojej głowie pojawiło się także wspomnienie wizji, w której giną moi rodzice. Objęłam się ramionami i usiadłam na podłodze. Panele były zimne, tak jak drzwi szafy, ale to nie było w tamtym momencie najważniejsze.
- Cat, ja im wierzę. Chcesz, to z nim gadaj, tylko żebyś wróciła cała.
Moja przyjaciółka zmarszczyła brwi, przypominając w tym dąsające się dziecko. Niestety nie zdołało to zmienić mojej decyzji. Musiałam być konsekwentna, w końcu wybrałam stronę, po której stanęłam. Uświadomiłam sobie, że zrobiłam to także za moich przyjaciół. Oni nie mieli wyboru, a to wkopywało mnie w poczucie winy. Cat powinna decydować sama o tym, za kim się opowie. Nie tylko ona. Wszyscy zasługiwali na prawo do wyboru, a go nie dostali.
- W takim razie, po co tu jesteśmy? - pytanie zostało ponowione przez Mike'a, który do tej pory nie zabierał głosu. - Bo jak dla mnie, to powinniśmy coś zrobić. Zdanie się na łaskę wilkołaków to słaby pomysł.
- A masz lepszy? - mina Ali sprawiła, że nawet gdyby Mike w rzeczywistości miał pomysł, to i tak by z niego zrezygnował. Nie było sensu z nią dyskutować.
- A jeśli ktoś zginie? Nie chcę mieć poczucia winy do końca życia, bo nie przyłożyłem ręki do tej sprawy.
- Kto miałby zginąć? - zdziwiłam się. Owszem, Robin powiedział, że Max ma teren, na którym poluje, ale od kiedy się pojawiłam, jakoś nikogo nie ubywało z tutejszej społeczności.
- Choćby Ty - dołączył się Regulus.
Chłopcy mieli chyba jakiś dziwny syndrom rycerza. Chcieli coś robić za wszelką cenę i miałam wrażenie, że gdyby zaproponować im niebezpieczną misję, to podjęliby się jej mimo wszystko. Nie chcieli pozostawać biernymi obserwatorami, z resztą Cat również, ale ona próbowała by to rozwiązać pokojowo. Za to mnie i Alison bliżej było do syndromu księżniczki czekającej w zamku na wybawienie. Trochę to denerwujące, ale przynajmniej dawało poczucie, że nie będziemy miały krwi na rękach, że będziemy bezpieczniejsze. Pochopne kroki mogłyby tylko skomplikować sprawę.
- O mnie martwi się kto inny - znów przeszły mnie ciarki na myśl o pocałunku Robina. Zrobił to już dwukrotnie i podobało mi się, choć z trudem to przyznałam przed samą sobą.
Wszyscy najwyraźniej zrozumieli, kto tu rządzi i dlaczego. Więcej nie próbowali mnie przekonywać do zmiany zdania. Zaproponowałam im herbatę i kanapki, ale ostatecznie została ze mną tylko Alison, a reszta rozeszła się do domów. Nie miałam im tego za złe. Czułam się troszeczkę osamotniona, jednak wiedziałam, że oni potrzebują czasu, aby się z tym oswoić. Dużo czasu.
Kiedy Tiana nadal pogrążona była w przeskakiwaniem z jednego kanału na drugi, ja i Alison zrobiłyśmy kanapki i kakao. Poczęstowałyśmy moją opiekunkę, a same udałyśmy się na powrót do mojego pokoju. Ali zajęła miejsce na łóżku, a ja na fotelu.
- To Twoi rodzice? - zapytała nagle, wskazując jedną ręką zdjęcie na nocnej szafce, a drugą wkładając sobie kanapkę do buzi.
- Tak - odpowiedziałam i również spojrzałam na zdjęcie. Zacisnęłam zęby. Nie chciałam się rozpłakać przy niej, choć to przecież żaden wstyd.
- I nie chcesz się zemścić na Maxie za to, że ich zabił?
A jednak nie wytrzymałam i w moich oczach pojawiły się łzy. Chciałam coś odpowiedzieć, ale wiedziałam, że mój głos od razu zdradzi, jak się czuję. Mimo wszystko musiałam odpowiedzieć.
- A to wróci im życie? Al, nie chcę o tym rozmawiać.
Sięgnęłam po kakao i otarłam łzy. Moja przyjaciółka zmieniła temat i przesiedziała u mnie jeszcze jakiś czas. Rozmawiałyśmy o tym, co się działo na wycieczce, o Keysi i En, o ciuchach i, ku mojemu zdziwieniu, o Regulusie. Miałam wrażenie, że Alison musi się komuś pochwalić swoim życiem miłosnym. Pomyślałam, że Weronica nieźle by ją skarciła za to. Zawsze twierdziła, że na chłopców jeszcze przyjdzie pora, choć nie przeszkadzało jej to w ciągłym chodzeniu na imprezy.