Czarne stworzenie nastawiło uszu i najwidoczniej się zdenerwowało. Po chwili Max wisiał pół metra nad ziemią, przyciskany do części pnia, która pozostała z drzewa. Wielka łapa uciskała mu gardło, z którego powoli sączyła się krew. Długie pazury zwierzęcia wbijały się w skórę chłopaka.
- Póki co, nie masz najmniejszych szans na zabicie jej.
- Kiedyś będziesz musiał mnie puścić albo skończyć ze mną. Przynajmniej jedną rzecz zrobisz porządnie - już po chwili poniósł odpowiedzialność za swoje słowa. Pazury zatopiły się głębiej w jego gardle.
- Czekaj! - wypaliła rozpaczliwie Al. - Nie zabijaj go. Co Ci to da?
- Nie wtrącaj się - złote oczy spoczęły na mojej przyjaciółce, a ta natychmiast znieruchomiała.
- Pijawka - usłyszałam głos Shery'ego za mną.
Z mojej prawej strony zjawił się szary basior z czerwonymi ślepiami. Jednak były one zupełnie inne niż Maxa, łagodne i w jakiś sposób mądre. Rozpoznałam je. Te same, które widziałam w lesie ponad tydzień temu. To była ta sama istota.
Oba stworzenia spojrzały na siebie i wtedy to blondyn trzymany w uścisku czworonoga został uwolniony.
- Nie dziś - znów głos Shery'ego, lecz wydobywał się z pyska szarej bestii.
Dosłownie w mgnieniu oka Bunny zniknął. Czarny wilk wrócił spojrzeniem mnie. Jego oczy z żółtych zmieniły się w inne, znane mi ciemnobrązowe tęczówki. Zapadła cisza, którą przerywał tylko odgłos deszczu uderzającego o ziemię. Basior zmierzał w moją stronę pewnym krokiem i zatrzymał się kilka kroków przede mną oraz zastygłą Alison. Mrugnął, a ślepia natychmiast zmieniły barwę na złotą. Zrozumiałam. Robin był wilkiem, wilk był Robinem, Robin i jego bracia to wilkołaki!
Nie byłam w stanie się poruszyć ani powiedzieć czegokolwiek. W mojej głowie wszystkie myśli szalały, ale nie mogłam nic wydusić. Starałam się, tak bardzo się starałam, lecz nic z tego nie wychodziło. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Ogarniało mnie dziwne uczucie, które jednak było mi znane. Takie samo jak wtedy, gdy uderzyłam Maxa. Czy to magia?
Shery nie drgnął, lecz nie skupiałam na nim uwagi. Zajęta byłam raczej wilkiem-Robinem. Miałam nadzieję, że to tylko sen, że zaraz się obudzę i wszystko okaże się koszmarem. Jednak im dłużej patrzyłam mu w oczy, tym bardziej byłam przekonana, że to nie sen. Jego ślepia zalśniły, a ja nagle znalazłam się w całkiem innym miejscu.
Ford fiesta moich rodziców jechał drogą przez las. Mama siedziała na miejscu pasażera, a tata kierował.
- Wiesz Jack, jestem zmęczona. Zmęczona tymi papierami, telefonami i ciągłym życiem w stresie o interesy.
- Rose, przecież to nasza praca.
- Pracujemy nawet w domu - zauważyła mama, przerywając tacie.
- Do tej pory się nie skarżyłaś.
Nagle coś wpadło na drogę, a nim tata nacisnął hamulec, samochód wyleciał w powietrze. Po chwili znów trafił na ziemię, lecz tym razem na dachu. Zakapturzona postać w mgnieniu oka podeszła do drzwi auta i wyrwała je, dobierając się do rodziców. Oderwana część samochodu uderzyła o ziemię po prawej stronie drogi. Max kucnął i spojrzał w przerażoną twarz mojej mamy, uśmiechając się złośliwie.
Wizja dobiegła końca. Oddychałam ciężko, a łzy napływały mi do oczu. Oczami wyobraźni wciąż widziałam psychopatyczny uśmiech Maxa, widziałam, jak jego oczy przybierają kolor krwistej czerwieni. A potem zobaczyłam oczy wilka spoglądającego na mnie z góry. Dzikie, przepełnione chaosem, lecz będące jedynymi latarniami w otaczającym mnie morzu ciemności. Jedyna ostoja w całym tym szaleństwie.
- Musisz mi zaufać - powiedział Robin.
Tak szybko? Congratz <3
OdpowiedzUsuńładnie, ładnie :)
~Aliś.
Świetnie... <3
OdpowiedzUsuńTrochę musiałam nadrabiać, ale nie żałuję. ;)
Warto było. Och, jak mi się podoba Twoje pisanie!! :)
Pozdrawiam. ;)
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
Świetnie :) bardzo mi się podoba. Piszesz coraz lepiej i wszystko szybko nadrobiłam bo długo mnie tu już nie było :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny
http://always-be-where-you-are.blogspot.com/