Night Diamond Slide Glow Golden Feeling: lutego 2014

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 27

- O wilku mowa. Ktoś przyszedł po Ciebie - uśmiechnęła się znacząco i skierowała w stronę salonu. - No to miłego dnia, gołąbeczki. 
- Cześć. Udowodnię Ci, że nie zwariowałaś.
To było chyba najdziwniejsze zdanie, jakie mogło paść na początku rozmowy. Zmierzyłam Alfę wzrokiem pełnym dezaprobaty. 
- Wziąłeś pod uwagę taką możliwość, że mogę nie chcieć nigdzie z Tobą iść? Poza tym ogarnij się i zdecyduj, czy wolisz być Wielkim Złym Wilkiem, czy prześladującym mnie fanem, bo to nie jest okey. Jeszcze wczoraj byłeś obrażony, że Cię obgadywałam. Dzisiaj zachowujesz się, jakby nigdy do niczego nie doszło.
- Tak, wziąłem i wiesz co? Mówi się trudno. Nie pozwolę Ci siedzieć w domu i się nad sobą użalać, więc zakładaj buty i idziemy. I nie jestem ani tym, ani tym. Po prostu czasem muszę być stanowczy. 
Darowałam sobie dalszą dyskusję. Włożyłam buty i kurtkę i wyszłam na dwór wraz z Robinem. On prowadził, a ja byłam na drodze do Nie Wiadomo Gdzie. Nie odzywałam się ani słowem, ale nie miałam zamiaru. To on powinien zacząć rozmowę.
- Kto by pomyślał, że jeszcze dwa tygodnie temu nie miałaś oporów, żeby ze mną rozmawiać.
- To było, kiedy jeszcze mnie nie pocałowałeś - zauważyłam kąśliwie, specjalnie nie spoglądając na niego nawet na chwilę.
- No dobra, akurat dziewczyny zwykle nie lubią, jak je całuję.
- Ciekawe dlaczego.
- To nie jest temat do rozmowy na teraz.
Uznałam, że skoro on nie chce o tym rozmawiać, to to musi być coś interesującego. Jak mogłabym przepuścić taką okazję? Myśliwy stanie się ofiarą.
- Czemu nie? Ja chętnie o tym posłucham. Zresztą domyślam się. Nic dziwnego, że dziewczyny nie lubią się z Tobą całować. Może po prostu nie masz wprawy - zasugerowałam, będąc dumną, że udało mi się choć trochę podkopać jego wiarę we własne możliwości.
- Niewiele dziewczyn w życiu całowałem - przyznał wreszcie. - Jesteś jedną z nielicznych, które nie umarły zaraz po tym, jak je pocałowałem.
- Słucham? - zdziwiłam się. Nie rozumiałam, co chciał przez to powiedzieć. I nie chciałam rozumieć.
Przez chwilę milczał, jakby próbując ubrać w słowa to, co chciał mi przekazać. Mój niepokój wzrastał z każdym kolejnym krokiem.
- Będę szczery. Najpierw te dziewczyny gwałciliśmy, a potem mordowaliśmy. Potem czasy się zmieniły i zrozumiałem, że żywe są więcej warte od martwych, bo można je jeszcze sprowadzić na złą drogę. Życie - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic poważnego. 
Zamurowało mnie i przez resztę drogi nic nie mówiłam, tylko wpatrywałam się w ziemię pod nogami. Czego ja się spodziewałam po demonie?
Wreszcie Robin zatrzymał się, a ja uniosłam głowę do góry. Staliśmy przez dwupiętrowym domem. Obok dwuskrzydłowych drzwi wejściowych wisiała tabliczka z dużym napisem "Usługi weterynaryjne", a pod nim mniejszym drukiem jakieś szczegółowe informacje. Nie przeczytałam ich, bo zostałam wprowadzona do środka. We wnętrzu korytarza pachniało zwierzętami. Ściany były w kolorze pastelowej żółci, a podłoga wyłożona płytkami. Zarówno po lewej, jak i po prawej znajdowały się drzwi, z tą różnicą, że po lewej było ich więcej. 
Robin otworzył przede mną jedne z tych drzwi i po chwili byłam we wnętrzu czegoś, co przypominało poczekalnię. Przy biurku siedziała czarnowłosa kobieta i zapisywała coś w notesie. Wtem podniosła głowę i obróciła się w naszą stronę. Miała ciemne oczy, wyglądała na nie więcej niż trzydzieści lat.
- Robin, już wróciłeś? To ona? - podeszła i uśmiechnęła się do mnie pogodnie. - Witaj, jestem Nerayla - podała mi rękę. Uścisnęłam ją. - Kamma Periv, córka Jacka i Rose, ósma cualia.
- Miło poznać - wydukałam oniemiała. Skąd ona to wszystko wiedziała?
- Jestem czarownicą - puściła moją dłoń. - Przez dotyk czytam w myślach. Nie często podaję ludziom rękę. Chodźmy do salonu, Robin przyniesie nam herbaty, prawda? - zwróciła się znacząco do chłopaka. 
Alfa wywrócił oczami i we troje skierowaliśmy się do przeciwległej części domu. On zniknął w kuchni, a ja i Nerayla usiadłyśmy na jednej z dwóch kanap, pomiędzy którymi stał stolik do kawy. Nieopodal znajdował się kominek. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie jedna ze ścian. Wychodziła ona w stronę lasu i była zrobiona ze szkła. Miała nawet przesuwane drzwi. Wyglądało na to, że mieszkańcy tego domu nie musieli obawiać się włamywaczy. 

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 26

Tamtego wieczora postanowiłam porozmawiać z Weronicą. Wiedziałam, że nie będę mogła się jej wyżalić. Nie, jeśli chodzi o sytuację, w jakiej się znalazłam. Ale przynajmniej przez chwilę czułam odrobinę normalności. Moja przyjaciółka jak zwykle chętnie dowiadywała się wszystkiego, co dotyczyło mojego życia prywatnego. Szkoda, że w drugą stronę było to o wiele trudniejsze. Wyciągnięcie czegokolwiek z Wery stawało się sukcesem na miarę dokonania odkrycia. A przynajmniej, jeśli chodziło o nią samą, bo z pasją opowiadała o tym, co przydarzyło się jej bratu albo Gabrielowi czy Samuelowi. Dowiedziałam się również, że znalazła sobie nową koleżankę, choć nie powiedziała tego wprost. Nathaly, która do tej pory była szarą myszką w klasie, zaprzyjaźniła się z Weronicą. Byłam trochę zazdrosna, ale przecież sama miałam nowe przyjaciółki.
Po skończonej rozmowie wzięłam długą, relaksującą kąpiel. Zapaliłam światło, bo perspektywa odpalania świeczek jakoś mnie nie pociągała, a wręcz przerażała. Zwłaszcza po tym, jak zaledwie kilka dni temu tańczące płomyki zgasły, zamordowane przez podmuch wiatru wpadający do pokoju i pogrążający go w ciemnościach. 
Kiedy wreszcie trafiłam pod kołdrę, nie mogłam zasnąć. Domyśliłam się, że to przez popołudniową drzemkę. Na szczęście następnego dnia była niedziela i równie dobrze mogłabym zasnąć po północy, nie musiałam wstawać wcześnie. 
Wpatrywałam się w zdjęcie przedstawiające moich rodziców. Pomyślałam, że minęło już trochę czasu, a ja nadal płakałam. Roniłam łzy, wspominając wspólnie spędzone chwile oraz te ostatnie, które z nimi dzieliłam. W dniu, w którym zginęli, z samego rana przygotowali śniadanie i wyszli do pracy, gdy jeszcze spałam. W kuchni zostawili tylko kanapki z pastą jajeczną dla mnie. Poprzedni wieczór był taki sam jak wiele innych. Ja siedziałam w pokoju, rozmawiając z Weronicą i oglądając filmy na przemian. Rodzice oglądali telewizję, przez co chcąc nie chcąc łowiłam uchem informacje rynkowe. Wtedy wydawali mi się wręcz niepotrzebni. Dzień w dzień dokładnie tak samo. Tylko to, co robiłam w ciągu kolejnych dwudziestu czterech godzin się zmieniało. Czytałam książki, chodziłam do kina, rzadziej na basen i rower. 
Emount, choć było dużym miastem, nie interesowało mnie samo w sobie. Ludzie uwielbiali je zwiedzać, ale ja wychowana w nim od małego nie widziałam nic ciekawego w zakurzonych pomnikach czy starej architekturze. Moje podejście smuciło mamę, która w młodości w wolnym czasie odwiedziła każde miejsce kultury znajdujące się w Emount. Gdybym miała tam zostać, pewnie każdego dnia coś by mi o niej przypominało. A przecież musiałam żyć dalej i miałam ku temu powody.
Przez cały czas odnosiłam wrażenie, że jestem obserwowana, ale w pewnym momencie nasiliło się ono. Chciałam jeszcze rzucić okiem na pokój, jednak ogarnęła mnie ciemność. Musiałam zasnąć ze zmęczenia, bo nie pamiętałam, żebym coś zobaczyła.
Śniłam, że biegnę przez las. Mijałam kolejne drzewa i przeskakiwałam powalone pnie. Nocne niebo rozpościerało nade mną skrzydła, gdy dobiegałam do skraju boru. W oddali widziałam rozświetlone punkty. Wytężyłam wzrok. To były pochodnie. Ogień rozświetlał kamienną twierdzę i jej mury. Potem znalazłam się w innym miejscu. Siedziałam na krześle ustawionym na podwyższeniu. Kilka schodków dzieliło mnie od sali zapełnionej tańczącymi parami. Panie miały na sobie piękne suknie, a panowie przywdziani byli w równie wspaniałe szaty. Domyśliłam się, że to swego rodzaju szlachta. Przy ścianach ustawiono dwa podłużne stoły zastawione jedzeniem i piciem. Gdzieś dalej orkiestra wygrywała pieśni na dziwnych instrumentach. I po chwili scena znów uległa zmianie. Stałam w ciasnym korytarzu, trzymając w ręce nóż. Pod moimi nogami leżała martwa dziewczyna. Wykrwawiała się. Widziałam ją wyraźnie, pomimo braku jakiegokolwiek źródła światła. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to była kurtyzana.
Obudziłam się i leżałam chwilę nieruchomo. Przypominałam sobie mój dziwny sen. Doszłam do wniosku, że to przez opowieści Luna miałam takie senne przygody. Wreszcie postanowiłam wstać z łóżka i zrobić sobie śniadanie. Smarując kanapki masłem, wróciły do mnie wspomnienia minionego wieczoru i Robina w moim pokoju. 
Po niedługim czasie zaczęłam przeglądać internet w poszukiwaniu objawów zaburzeń psychicznych. W pewnym momencie moja komórka wyłączyła się sama z siebie. Próbowałam ją włączyć, ale to nic nie dawało.
- Dziwne - mruknęłam, podłączając telefon do ładowarki. Nic. Wyciągnęłam i włożyłam baterię. Zero. Świetnie, tylko zepsutego telefonu mi brakowało do szczęścia. Jednak równie niespodziewanie, jak się wyłączyła, moja komórka znów powróciła do żywych. Odczytałam nową wiadomość. 
„Jeśli wmówisz sobie, że jesteś chora psychicznie, to będziesz. A skoro nie jesteś dzisiaj zajęta, to pozwól, że zaproszę Cię na herbatę. Będę za godzinę".
Przez chwilę zastanawiałam się, skąd numer Robina w moim telefonie, ale szybko porzuciłam swoje rozmyślania. Musiałam w końcu być gotowa do wyjścia, a czas leciał. Wybierając ciuchy, brałam pod uwagę coraz paskudniejszą pogodę. Jesień to koszmar. Kiedy stanęłam przed lustrem w łazience, westchnęłam niczym człowiek, który stracił nadzieję. Miałam podkrążone oczy. Efekt nocnego płakania. Zabrałam się za doprowadzanie swojej twarzy do porządku. Przypomniałam sobie, jak mama uczyła mnie, w jakiej kolejności i ilości używać kosmetyków. Sama często narzekała, że nie może wyjść z domu niepomalowana i że ja mam jeszcze na to czas. A ja się upierałam i mimo wszystko szłam do szkoły z wynikami eksperymentu na twarzy. Dopiero Weronica weryfikowała, czy mi się udało, czy też nie. Metodą prób i błędów nauczyłam się wreszcie jak robić makijaż. Tak więc przykryłam cienie pod oczami, nałożyłam tusz na rzęsy i właściwie byłam gotowa, by pokazać się światu. Uplotłam z włosów długi warkocz zakończony cienką, niebieską gumeczką.
Wychodząc z pokoju, usłyszałam, że Tiana rozmawia z kimś przy drzwiach wejściowych. Zeszłam po schodach.